Na stronach Biblioteki Kongresu Stanów Zjednoczonych znalazłem trop, rzucający odrobinę więcej światła na tajemnicze referendum z roku 1993, w którym to “większość” Szwajcarów zadecydowała, żeby kompetencje w zakresie prawodawstwa normującego posiadanie broni, leżące dotychczas w gestii poszczególnych kantonów, scedować na Radę Federacyjną.
Jak dobrze wiadomo, w latach 1992-1995 toczył się na Bałkanach konflikt, który doprowadził do raptownego wzrostu popytu na lekką broń ręczną. Ponieważ w Szwajcarii panowała wtedy “wolna Amerykanka”, wiele egzemplarzy “wyciekało” z kraju i trafiało w ręce różnych sierot po komunizmie oraz innych watażków, rozlokowanych w pobliżu południowo-wschodnich rubieży kontynentu. Kwestią czasu było, kiedy szwajcarski rząd federalny znajdzie się pod pręgierzem międzynarodowej opinii publicznej za nicnierobienie w temacie nielegalnego handlu bronią.
Cytat za Biblioteką Kongresu:
Szwajcarska broń palna obficie zasilała rozmaite organizacje terrorystyczne na kontynencie europejskim i przenikała w rejony konfliktów zbrojnych, w tym także do rozdzieranej wojną domową Jugosławii. Okoliczności te wytwarzały wewnątrz i na zewnątrz kraju presję, aby porzucić wolnorynkowe nastawienie do broni na rzecz stopniowego wdrażania jednolitego prawa federalnego.
[Swiss guns were frequently implicated in the European terrorist scene and also in the wars that ravaged former Yugoslavia. These circumstances led to a climate of domestic and international pressure that persuaded Swiss people to abandon their laissez faire attitude toward firearms and start the cumbersome legislative process of enacting a federal law.]
Dla wielu szwajcarskich polityków priorytetem stała się zmiana wizerunku państwa poza jego granicami. W osiągnięciu tego celu pomóc miało specjalne ustawodawstwo, dostosowane do oenzetowskim wytycznych. We wrześniu zorganizowano więc referendum. Pytanie brzmiało, czy chcesz, aby rząd federalny przejął piecze nad prawem regulującym dostęp do broni oraz handel nią. 86.3 proc. Helwetów (w głosowaniu wzięło udział 40 proc. pełnoletnich obywateli) odpowiedziało twierdząco. I tak otwarto furtkę dla The Federal Weapons Law of 1998, które zaczęło obowiązywać w roku następnym.
Kolejna aktualizacja przepisów nadeszła dokładnie dziesięć lat później wraz z przystąpieniem Szwajcarii do układu z Schengen, co wymusiło jeszcze ściślejsze zharmonizowanie lokalnych restrykcji z prawem wspólnotowym. Najważniejsza zmiana: kryminalizacja prywatnego obrotu bronią poza koncesjonowanymi punktami sprzedaży.
Wszystkie ustawy o broni palnej po roku 1999 nie miały nic wspólnego ze zwalczaniem przestępczości. Były to kalkulacje wyłącznie polityczne, wynikające, niestety, albo z potrzeby dopasowania się do reszty Europy, albo z powodu troski o zachowanie odpowiedniej reputacji na salonach.
Szwajcarzy znajdowali się pod dużą presją także wcześniej. Wielu europejskich polityków nie czuło się komfortowo z myślą, że pośrodku Europy leży sobie kraj, który bimba na ich jaśnie oświecone prawodawstwo. Przypominam, że w 1978 roku Szwajcaria odmówiła ratyfikowania Europejskiej Konwencji o Kontroli Nabywania i Posiadania Broni Palnej (Council of Europe Convention on Control of Firearms). Nieprzypadkowo w tym samym czasie narodziła się idea utworzenia oddolnej organizacji, chroniącej swobód obywatelskich w zakresie posiadania i noszenia broni. Tak oto powstało stowarzyszenie Pro Tell (od nazwiska zbuntowanego górala, Wilhelma Tella [1]), szwajcarski odpowiednik amerykańskiej NRA.
Kiedy Helweci odmówili parafowania rzeczonej Konwencji, natychmiast pojawiły się polityczne naciski z zewnątrz na zmianę istniejącego porządku. Doszło nawet do tego, że zaledwie trzy lata później rząd federalny zaproponował (zobacz Kopel) uchwałę, zakazującą cudzoziemcom kupowania w Szwajcarii oręża, którego nie mogli legalnie pozyskać w swoim macierzystym kraju, oraz nakładającą na rdzennych obywateli obowiązek uzyskania licencji przed nabyciem dowolnego rodzaju broni palnej. W roku 1983 szwajcarska Rada Federacyjna zrezygnowała jednak z pomysłu zaostrzenia prawa, ponieważ, jak argumentowano, opozycja była zbyt silna, jednocześnie zachęcając kantony, by we własnym zakresie zajęły się reglamentacją. Okazało się, że parę miesięcy wcześniej rząd kantonu Freiburga zdążył już przepchnąć analogiczną ustawę przewagą dosłownie jednego głosu. Szczęśliwie za sprawą protestów członków Pro Tell odbyło się referendum, które odwróciło szalę na korzyść przeciwników legislacji. 60 proc. głosowało za anulowaniem ustawy. Poniżej dłuższy cytat z Eugena Heera, dyrektora instytutu Arms and Armour, przybliżający kontekst polityczny całego zamieszania:
W ostatnich latach rozmaici politycy czynili wszystko, żeby utrudnić dostęp do broni palnej dla mieszkańców państw ościennych. W ramach entuzjastycznie zachwalanej na salonach doktryny Ostopolitik rząd RFN, naciskany mocno przez lewicę, ostatecznie ukrócił względnie liberalne przepisy dotyczące broni. Dzisiaj jest rzeczą praktycznie nie do pomyślenia, aby kolekcjonować tam stare rupiecie – nie mówiąc o konstrukcjach współczesnych. Niemieckie wpływy przynoszą wymierne rezultaty we Francji i na terenie Włoch. I znowu zagrożenie terroryzmem podawane jest przez polityków jako wygodny pretekst do wyciskania ostatniej kropli wolności z resztek naszych swobód. Nie dziwi zatem, że przykład Szwajcarii jest ciągle uporczywie przywoływany przez tamtejszych zrozpaczonych kolekcjonerów, miłośników strzelectwa i myśliwych. Warto przy tej okazji podkreślić, że rosnąca za granicą frustracja z powodu “sprawy szwajcarskiej” zaczyna wywoływać polityczne reperkusje również i u nas w kraju. Zewnętrzne naciski są czymś ewidentnym. Wśród niektórych naszych rządowych oficjeli idea zaostrzenia przepisów zdążyła już znaleźć pozytywny odzew, co jest niezwykle niepokojące. Nawet niewielki kroczek w kierunku rozbrojenia musi być traktowany w tych kręgach jako wielkie zwycięstwo. W Strasburgu, w samej siedzibie Rady Europejskiej, plany te już czekają na wdrożenie przez fanatycznych przeciwników broni.
[In the past years, certain politicians have rendered the ownership of firearms more and more difficult in our neighbouring countries. Under the influence of glorified “Ostopolitik” the West German government was hard pressed by socialists to clamp down on the relatively free arms legislation. Today it is almost impossible to even collect antique guns – never mind trying to acquire modern arms. In France and Italy, the German influence is starting to show its effects. The present wave of terrorism is a very welcome occasion for many politicians to squeeze the last drop of freedom out of the remaining liberties. The example of Switzerland is therefore cited with insistence by the fraternity of shooters, hunters and collectors in despair. Needless to say that the increasing political frustration about the “Swiss case” does start showing some sign of effect in Switzerland itself. Outside pressure at the highest level becomes evident. In the ears of some government members, the idea of restricting the possibilities of acquiring and owning firearms does find an alarming breeding ground. Even a little step towards a possible disarmament of our nation must seem like a great victory to certain circles. In Strasbourg, the centre of the European Council, frightening plans are already waiting in the drawers of some fanatic anti-arms officials.]
____________________
[1] Na załączonym zdjęciu Wilhelm Tell uzbrojony w kuszę w towarzystwie potomka, Waltera – postać na poły legendarna, choć dla współczesnego Szwajcara kwestionowanie jej historyczności jest wręcz bluźniercze – symbol wolności oraz szwajcarskiej tradycji strzelectwa wyborowego:
Tell był prostym chłopem, zamieszkującym wioskę Bürglen w kantonie Uri. Trzeba wiedzieć, iż paradowanie z kuszą czy jakimkolwiek innym orężem było wśród klas niższych rzadkim zjawiskiem w ówczesnej Europie poza Szwajcarią. Biografia Tella ujawnia zatem dwa fakty, na które niewielu badaczy zwracało dotychczas uwagę. Po pierwsze, szwajcarscy wieśniacy już w XIII wieku nosili broń do ochrony osobistej, i dwa – byli dobrze wyszkoleni w sztuce władania nią.
Historia Tella zaczyna się jeszcze przed zawarciem przymierza w 1291 roku. Gubernator Uri, niejaki Hermann Gessler, marionetka Austriaków, zatknął na jednym ze słupów swój kapelusz (symbol władzy cesarskiej). Mieszkańcy, przechodząc obok, mieli oddawać mu zamaszysty pokłon. Gdy Tell ostentacyjnie zlekceważył rozkaz, pojmano go i zmuszono do zestrzelenia jabłka ustawionego na głowie jego sześcioletniego syna. Alternatywą była śmierć zarówno ojca, jak i dziecka. W niezwykłym pokazie sztuki strzeleckiej zwykłemu wieśniakowi udało się trafić owoc z odległości 120 kroków i ocalić pierworodnego. Po strąceniu jabłka Gessler spytał Tella, po co mu były dwa bełty w kołczanie. Góral twardo odparł, że gdyby śmiertelnie ranił dziecko pierwszym, drugim zabiłby gubernatora. Za tę bezczelność został skazany na dożywotnie więzienie, lecz w trakcie transportu łodzią zdołał uciec i poprzysiągł zemstę. Wkrótce nadarzyła się okazja – gdy Gessler wracał do swojego zamku, wpadł w zasadzkę przygotowaną przez Tella. Zgodnie z obietnicą, strzała banity trafiła go w pierś. Ów brawurowy zamach stał się zarzewiem powstania, które ostatecznie obaliło austriackich nadzorców.