Prawie 240 – według ankiety wykonanej z polecenia Departamentu Edukacji Stanów Zjednoczonych, tyle “strzelanin” wydarzyło się w roku szkolnym 2015-2016, co przełożyło się na 0.2 proc. wszystkich placówek z grupy K-12 w Ameryce. Na potrzeby publikacji rządowi analitycy zdefiniowali “strzelaninę” maksymalnie szeroko jako każdy pojedynczy wystrzał z broni palnej (bez względu na okoliczności zajścia, motywy i charakterystykę sprawcy czy też liczbę osób rannych lub zabitych) zarejestrowany na terenie należącym do szkoły, w szkolnym autobusie albo podczas zewnętrznych imprez organizowanych przez szkolne władze. Warto podkreślić, że w sondażu partycypowało 96+ tysięcy instytucji oświatowych od poziomu pierwszej klasy podstawówki po ostatnią klasę ogólniaka z 17+ tysięcy okręgów administracyjnych.
Dziennikarze Narodowego Radia Publicznego (National Public Radio, dalej NPR) postanowili sprawdzić te szacunki. W tym celu przez bite trzy miesiące kontaktowali się bezpośrednio ze szkołami, w których miało rzekomo dojść do użycia broni. Okazało się, że ponad dwie-trzecie zaraportowanych incydentów (=161) zaistniało najwyraźniej tylko w jakiejś alternatywnej linii czasowej, ponieważ ani lokalne media, ani przedstawiciele obdzwanianych placówek nie byli w stanie potwierdzić rewelacji z federalnej broszury. W pozostałych przypadkach z puli albo nie uzyskano odpowiedzi ze strony dyrekcji (59), albo zakodowane na formularzu ankietowym zdarzenia nie spełniały kryteriów przyjętych w definicji (4). W efekcie NPR zdołał pozytywnie zweryfikować autentyczność zaledwie jedenastu “strzelanin”. Zwracam uwagę, że identyczne wyniki kwerendy waszyngtońskiego sprawozdania otrzymali niezależnie również pracownicy kalifornijskiego oddziału Amerykańskiej Unii Swobód Obywatelskich (ACLU). Bardzo istotne jest, aby uświadomić sobie kontekst: jedenaście zgłoszeń w 325-milionowym kraju, w którym cyrkuluje ~400 milionów sztuk broni palnej. Zachęcam do przeskalowania tych wartości.
(oryginalny tytuł audycji: “The School Shootings That Weren’t”, transkrypcja)
Jeżeli wierzyć ustaleniom z rządowego kwestionariusza, raptem dwa okręgi – Ventura Unified School District w Południowej Kalifornii i Metropolitan School District w Cleveland – łącznie zakumulowały w swoich granicach aż 63 “strzelaniny”, o których nikt nie słyszał. Jeff Davis, zastępca pryncypała z pierwszego dystryktu, powiedział NPR, cytuję: “Ktoś chyba nacisnął zły klawisz. Odchodzący ze stanowiska dyrektor, Joe Richards, spędził tutaj prawie trzydzieści lat i nie kojarzy ani jednej strzelaniny. Liczby przedziwnie rozmijają się nam z rzeczywistością” (I think someone pushed the wrong button. The outgoing superintendent, Joe Richards, has been here for almost 30 years and he doesn’t remember any shooting. We are in this weird vortex of what’s on this screen and what reality is.)
Najbardziej spektakularna rozbieżność między wirtualnym światem antybroniowej statystyki a twardą empirią stanu faktycznego dotyczy drugiego z wymienionych okręgów, gdzie federalni rachmistrzowie odnotowali nieprawdopodobne 37 wystrzałów z broni. Pani Roseann Canfora, szefowa ds. komunikacji zespołu szkół w Cleveland, wnioskuje, że ludzie odpowiedzialni za redagowanie dokumentu musieli pokręcić “strzelaninę” z zapytaniem o posiadanie noża albo broni palnej (na formularzu obydwie kwestie znalazły się obok siebie) i wypisać liczbę “37” w niewłaściwą rubrykę/linijkę.
Analogicznie w przypadku szesnastu kampusów podlegających pod Unified School District w Santa Monica-Malibu, którym z kolei doklejono cztery “strzelaniny”. Gail Pinsker, rzeczniczka prasowa instytucji, przekonywała w rozmowie z NPR, że nawet najstarsi stażem członkowie personelu nie pamiętają problemów z bronią. Przy okazji zasugerowała, że być może zawiódł czynnik ludzki – nastąpiła pomyłka w kodowaniu i wymachiwanie nożyczkami zinterpretowano jako użycie broni palnej.
Na “strzelaniu z nożyczek” nie kończy się jednak kreatywność twórców raportu. Pod “school shootings” podciągnęli oni także zabawę plastikowym rewolwerem na kapiszony w szkolnym autobusie (ogólniak Redan w Georgii) oraz – zdecydowanie największe kuriozum na długiej liście groteskowych żartów Departamentu Edukacji – farsę z udziałem ucznia z florydzkiego liceum Callahan. Otóż chłopak w sobotę wieczorem, przebywając u siebie w domu, udostępnił na Facebooku fotkę, na której pozował z prywatnym karabinkiem w rękach. Zostało to potem zakwalifikowane jako “incident that involved a shooting”.
Wersja optymistyczna: osoby analizujące dane wsadowe z sondażu popełniły zwyczajnie cały natłok błędów. Rzecz do wybaczenia i zapomnienia. Wersja pesymistyczna: błędy popełniono z premedytacją i przepuszczono do finalnej publikacji z intencją późniejszego generowania zwodniczych lub szokujących nagłówków w mediach.