Mit 1: Ameryka to zmilitaryzowane państwo policyjne.
Populistyczny slogan oderwany od realiów. Bez względu na to, co weźmiemy za punkt odniesienia – zagęszczenie ludności w danym kraju czy lokalne wskaźniki zabójstw – na tle innych nacji amerykańska policja jest szokująco niedofinansowana i cierpi na ogromny deficyt etatów. Wystarczy wspomnieć, że na jedno morderstwo przypada średnio w USA raptem 43 funkcjonariuszy, podczas gdy reszta państw wysokorozwiniętych dobija z medianą policjant/zabójstwo do 400.
Mit 2: Ameryka posyła do więzień zbyt wielu ludzi.
Kamień węgielny wszystkich lewicowych teorii o niehumanitarnym/niesprawiedliwym/dyskryminującym/rasistowskim (niepotrzebne skreślić) “systemie”. W tej alternatywnej wersji historii przypadający na ostatnie dekady XX wieku i pokrywający się z “wojną narkotykową” eksplozywny rozrost reżimu penitencjarnego w USA krótko po likwidacji praw Jima Crowa miał być skoordynowaną, złowieszczą próbą przywrócenia segregacji i rasowych struktur kastowych, które zabezpieczały dominację białych. Pomijając paranoiczno-spiskowy charakter tych urojeń, dokładna analiza wskaźników uwięzienia cywilnej populacji sprzed roku 1970 pokazuje, że tak naprawdę nigdy nie doszło do żadnych gwałtownych zmian, sugerujących strategiczny zwrot w amerykańskiej polityce karnej. Po prostu w latach 1934-1963 istniała ogromna sieć publicznych i prywatnych instytucji psychiatrycznych i placówek odosobnienia, gdzie przetrzymywano setki tysięcy narkomanów oraz pospolitych kryminalistów, niewliczanych przez rządowych rachmistrzów do ogólnej puli więźniów. Jak wykluczy się z tego grona jednostki niepełnosprawne umysłowo, to zostaje przeszło milion osadzonych, co daje średnią przekraczającą 700 więźniów na sto tysięcy dorosłych obywateli, a po dodaniu aresztów wychodzi identyczny poziom inkarceracji jak w okresie późniejszym (cytat, artykuł).
Co więcej, nawet gdyby jakimś cudem lewicowi aktywiści mieli rację odnośnie dynamiki trendów, to dowody empiryczne przemawiają raczej na korzyść argumentacji, że w Ameryce w więzieniach zamyka się zbyt mało ludzi, a nie odwrotnie – że za dużo. W skali całych Stanów Zjednoczonych tylko ~5 proc. przestępstw z użyciem przemocy kończy się osadzeniem winnego w zakładzie karnym (dla zabójstw wskaźnik ten wynosi 40+ proc), natomiast powszechność w społeczeństwie takich zjawisk jak agresywne zaburzenia psychiczne, recydywizm czy skłonność do chronicznego łamania prawa jest znacznie większa aniżeli wskazują na to oficjalne statystyki (cytat, artykuł).
(źródło)
Mit 3: “Dożywocie jest gorsze od śmierci”.
Ulubiona maksyma przeciwników zabijania morderców. W teorii być może tak jest, lecz praktyka dowodzi, że opinia ta nijak nie odzwierciedla rzeczywistości. Oto mediana długości czasu spędzonego w stanowych zakładach karnych na terytorium USA dla osób prawomocnie skazanych za przestępstwa z użyciem przemocy, interwał 1995-2012 [1]:
- morderstwo → 9 lat i 3 miesiące;
- morderstwo + zabójstwo w afekcie → 8 lat i 11 miesięcy;
- gwałt → 5 lat i 3 miesiące;
- napad rabunkowy → 3 lata i 1 miesiąc;
- napaść/pobicie → 1 rok i 8 miesięcy.
Dekada odsiadki za zamordowanie człowieka wydaje się szokująco miłosierną karą, ale proszę sobie wyobrazić, że do roku 1981 Ameryka obchodziła się z mordercami nawet łagodniej – przebywali oni w zamknięciu średnio zaledwie pięć lat, czyli półtora roku dłużej niż zboczeńcy seksualni i gwałciciele (cytat+wykres, patrz rozdział 2 z raportu NRC). W przypadku innych krajów anglosaskich average times served za zabójstwo są jeszcze krótsze (tabela, książka / tabela, artykuł).
Poniżej fragment konferencji, zorganizowanej przez nowojorskie uczelnie The King’s College oraz Uniwersytet Fordham, na której Barry Latzer, prof. kryminologii z Wyższej Szkoły Prawa Karnego im. Johna Jaya, po raz pierwszy zaprezentował wspomniane statystyki, podkreślając zarazem truizm, że formalna dotkliwość sądowego werdyktu często ma się nijak do faktycznej rozpiętości czasowej okresu uwięzienia:
Tytuł sympozjum: “Mass Incarceration and Violence” (03/11/2017)
Mit 4: Przestępczość nie koreluje z przyrostem populacji więziennej.
Koreluje. Rutynowa manipulacja lewicowych aktywistów polega na tym, że za każdym razem porównują oni dwie radykalnie różne wielkości statystyczne: roczne wskaźniki przemocy oraz skumulowany wzrost wskaźników inkarceracji. Posiłkując się językiem ekonomii – porównują “zasoby” i “przepływy” (stocks and flows). W tej sytuacji nie ma się co dziwić, że prezentowane przez nich diagramy zawsze pokazują brak skorelowania, fałszywie sugerujący fiasko polityki więziennej w Ameryce. Gdy natomiast, zgodnie z zaleceniami kryminologów, odpowiednio przeskaluje się wykresy, wówczas związek staje się ewidentny, co widać zwłaszcza w kontekście historycznej dynamiki wskaźników zabójstw (cytat, artykuł: The correlation between the aggregated institutionalization rate and the homicide rate is remarkably high: -.8554)
Wykład: Adaner Usmani, “The Origins of Mass Incarceration” (12/10/2020)
Mit 5: Osoby skazane za narkotyki są niegroźne dla społeczeństwa.
John Pfaff, specjalista w zakresie prawa karnego na Uniwersytecie Fordham, argumentuje, że określanie ludzi skazywanych za przestępstwa narkotykowe mianem nonviolent offenders jest mylące, gdyż statystyki więzienne nie pokazują, za co konkretna osoba została aresztowana i oskarżona; pokazują tylko efekt końcowy, czyli prawomocny wyrok, ten zaś mógł być przecież rezultatem “ugody obrończej”, na mocy której napaść z bronią w ręku albo przemoc domową zredukowano w toku negocjacji między adwokatem a prokuraturą do np. “posiadania heroiny z zamiarem dystrybucji”. Jakkolwiek niesprawiedliwie to zabrzmi, wyłuskiwanie “za narkotyki” bywa też dla służb porządkowych prostym i wygodnym narzędziem do zdejmowania z ulic jednostek realnie niebezpiecznych, których inaczej nie dałoby się przyszpilić:
Podcast: “Deadly And Dangerous Prison Conditions” (25/03/2020)
Suplement: czy istnieje zależność przyczynowa między zainicjowaniem i kontynuowaniem wojny z narkotykami a gwałtownym rozrostem systemu penitencjarnego w Ameryce i czy prawdą jest, że blisko połowa amerykańskich więźniów odsiaduje wyroki za przestępstwa narkotykowe? Odpowiedź: NIE i NIE → link
Mit 6: Problemem są prywatne więzienia.
Aktualnie w placówkach kontraktowych przebywa symboliczne 8+ proc. populacji więziennej, z czego ponad połowa kumuluje się w raptem pięciu stanach, rozlokowanych w większości na południu USA: w Teksasie, na Florydzie, w Georgii, Oklahomie i Arizonie (zobacz tabelka z raportu BJS oraz tekst Pfaffa). Jest zatem fizyczną niemożliwością, by prywatne więzienia cokolwiek nakręcały.
Mit 7: Biali unikają aresztowań za narkotyki.
Obiegowa mądrość progresywnych elit: czarnoskórzy Amerykanie częściej niż biali lądują w areszcie/więzieniu za posiadanie narkotyków (w domyśle: pomimo iż wskaźniki konsumpcji dla obu grup są podobne), co stanowi oczywistą manifestację instytucjonalnego rasizmu. Wydział kontroli plotek: jest to kompletna bzdura. Można wypunktowywać kilka przyczyn występowania tych różnic i żadna z nich nie ma nic wspólnego z “systemowym rasizmem” (link).
- Murzyni znacznie częściej kupują narkotyki na otwartym powietrzu.
- Częściej kupują narkotyki od obcych i z dala od swojego miejsca zamieszkania.
- Narkotyzują się w przestępczych dzielnicach z dużym zagęszczeniem policyjnych patroli.
- Najważniejsze: rasa biała i czarna nie zażywa narkotyków w “identycznych ilościach”. Legenda ta wzięła się z cytowania wyników sondaży, w których czarni i biali respondenci przyznawali się do stosowania nielegalnych substancji. I rzeczywiście – w sondażach proporcje wychodzą zbliżone. Ale jak tylko przeprowadzi się badania krwi, moczu, próbek włosów, zrobi się toksykologię albo porówna liczbę zgłoszeń na pogotowie z powodu zatrucia narkotycznego, to okazuje się, że czarni respondenci po prostu chętniej zatajają fakt ćpania niż biali. Mówiąc zupełnie wprost, CZARNI KŁAMIĄ NA TEMAT ZAŻYWANIA NARKOTYKÓW, co ma potem wpływ na rezultaty ankiet.
Mit 8: Wymiar sprawiedliwości traktuje czarnych surowiej niż białych.
Podnosząc tę kwestię, aktywiści sięgają odruchowo po rzekome manifestacje systemowej dyskryminacji rasowej na etapie podejmowanie decyzji o dopuszczalności skargi kierowanej przez prokuratora do sądu, na etapie aresztowania i uwięzienia podejrzanego albo na etapie zasądzaniu wyroków. Narracje te nie mają podstaw empirycznych (cytaty, artykuł / diagram, metaanaliza). Poza tym badania postulujące, że Murzyni są ostrzej traktowani przez “system” niż biali, nagminnie ignorują kluczowe zmienne i/lub cechy aresztantów. Przykładowo: gdy uwzględni się w modelu rozziew w inteligencji werbalnej między przedstawicielami rasy białej i czarnej, wszelkie dysproporcje zanikają (cytat, artykuł) [2]. To samo tyczy się jakości materiału dowodowego zbieranego bezpośrednio na miejscu zbrodni, jak i później w trakcie policyjnego śledztwa: włączenie tej zmiennej niemal całkowicie niweluje obserwowalne różnice między białymi i czarnymi mordercami (cytat, artykuł). Warto też zaznaczyć, że nie znaleziono żadnych wyraźnych śladów skrzywienia na niekorzyść murzyńskich podejrzanych w odniesieniu do praktyk sądowo-kryminalistycznych (cytat, metaanaliza).
Inna sprawa jest taka, że te same osoby, które wykrzykują hasła o niesprawiedliwości, całkiem zapominają, że nim ktokolwiek zostanie osądzony i prawomocnie skazany, najpierw trzeba delikwenta lub delikwentkę rozpoznać i schwytać. Tymczasem Murzyni w Ameryce to bez przesady jedyna grupa demograficzna, której reprezentanci trafiają przed oblicze Temidy rzadziej niż wynikałoby to z ich udziału w ogólnej puli przestępstw. Innymi słowy, wskaźniki wykrywalności i/lub skazywalności za przemoc wśród ciemnoskórych kryminalistów utrzymują się na zaniżonym poziomie [3]. Ktoś złośliwy mógłby na tej podstawie zasugerować, że owszem, wymiar sprawiedliwości jest skrzywiony, lecz na korzyść czarnych, a nie przeciwko nim.
Szczególnie jaskrawo widać to na przykładzie strzelanin ulicznych. Tajemnicą poliszynela jest, że za przeważającą większość z nich – w zależności od roku i jurysdykcji będzie to między 75-99 proc. przypadków – odpowiadają przedstawiciele murzyńskiej (ewentualnie murzyńsko-latynoskiej) subpopulacji (patrz tu albo tu). Niedawno wyszło na jaw, że w Bostonie ~96 proc. bandytów, którzy postrzelili kogoś w okresie od stycznia 2014 do połowy września 2016, nigdy nie znalazło się w areszcie (Shooting someone is not a punishable offense in Boston – so long as the victim doesn’t die → link). W hrabstwie Cook i stołecznym Dystrykcie Kolumbii sprawy wyglądają równie ponuro: 90 proc. chicagowskich strzelców, mających na koncie udany atak z bronią w ręku na drugą osobę, unika odsiadki i wychodzi na wolność z czystą kartą, tj. bez postawionych zarzutów usiłowania morderstwa bądź dokonania napaści (link), w stolicy zaś około pięćdziesięciu uzbrojonych recydywistów porusza się swobodnie po mieście przy pełnej wiedzy organów ścigania – w roku 2015 aresztowano ich łącznie 857 razy. Na drugim krańcu kontynentu podobne cuda: w Los Angeles za kratkami ląduje mniej niż 1/5 sprawców strzelanin, w San Francisco z kolei odsetek łapanych oprychów z bronią ustabilizował się w okolicach 17 proc. W konsekwencji wszyscy czarni, którzy tak skutecznie wymykają się policji, przyczyniają się do sporego niedoszacowania oficjalnych statystyk murzyńskiej inkarceracji.
Mit 9: Biali zaostrzyli kodeks karny, żeby dyscyplinować Murzynów.
Popularna fantazja w kręgach lewicowych intelektualistów. W rzeczywistości zarówno biały, jak i czarnoskóry elektorat solidarnie domagał się od swoich delegatów nie tylko surowszego traktowania kryminalistów, ale także stanowczej egzekutywy przepisów antynarkotykowych i podwyższenia wyroków za handel i posiadanie. Co więcej, to właśnie wśród Murzynów dało się historycznie zaobserwować większy wzrost poparcia dla represji (cytat, artykuł).
Mit 10: Amerykańska policja jest nieefektywna.
Czytaj: bo agresywnie egzekwuje prawo w kwestiach błahych, prześladując przy okazji ludzi biednych i mniejszości etniczne, ignoruje zaś poważne przestępstwa, co finalnie znajduje odzwierciedlenie w niskich statystykach aresztowań za zabójstwa. Po kolei zatem: TAK, w zderzeniu z innym krajami Ameryka cechuje się mizerną wykrywalnością sprawców zabójstw. NIE, nie jest to wypadkowa braku zaangażowania środków i/lub czasu w łapanie morderców (częstość, z jaką gliniarze w Stanach Zjednoczonych dokonują aresztowań, przewyższa wyniki “pierwszego świata”), lecz bezpośredni skutek niedoborów kadrowych, o których pisałem na samym początku blognotki.
(źródło)
____________________
[1] Dane z roku 2016 (link):
- morderstwo + zabójstwo w afekcie → 13 lat i 4 miesiące;
- gwałt → 4 lata i 2 miesiące;
- napad rabunkowy → 3 lata i 2 miesiące;
- napaść/pobicie → 1 rok i 4 miesiące.
[2] Zwolennicy hipotezy o instytucjonalnym poniewieraniu mniejszości nie chcą słyszeć o oddziaływaniu czynników kognitywnych na ich relatywnie gorszą sytuację, bo negują konsensus naukowy w temacie ważności testowania IQ (patrz wpis).
[3] Radykalnie zaniżonym. Dane z 16 stanów pokazują, że zaledwie 9 proc. napadów rabunkowych z udziałem Murzynów w roli napastników kończy się złapaniem i aresztowaniem podejrzanego (lub podejrzanych). Wskaźnik ten odzwierciedla sytuację po uwzględnieniu rozbojów niezgłoszonych policji. W przypadku rozbojów zaraportowanych wynosi on 17 proc. (artykuł, tabela). O wskaźnikach dla białych non-Hispanic nie da się zbyt wiele powiedzieć, gdyż FBI notorycznie klasyfikuje 90-95 proc. Latynosów/brązowych do puli z Europejczykami.