Analiza bezpośrednio nawiązująca do twórczości Vernicka i Webstera – zezwolenia na zakup broni krótkiej nie są skorelowane ze wskaźnikami zabójstw (podobne wnioski wysnuto przy okazji robienia innych badań, zobacz tabela, link):
Licencjonowanie broni krótkiej nie ma mierzalnego wpływu na dynamikę morderstw z jej użyciem. Konkluzja ta stoi w sprzeczności z wynikami dwóch poprzednich artykułów na ten temat. (…) Z perspektywy polityki publicznej oznacza to, że system pozwoleniowy znacząco komplikuje proces legalnego nabywania broni palnej i jednocześnie nie obniża wskaźników zabójstw. Choć wszyscy dążymy do ograniczenia przemocy, to uchwalanie przepisów, które nie generują żadnych korzyści netto, nakłada tylko na cywilów dodatkowe obostrzenia i nie oferuje niczego w zamian. Stąd też władze stanowe powinny zrewidować swoje podejście do wymogów licencyjnych.
[PTP laws are not significantly related to firearm murder rates. These results are contrary to the results found in the two prior studies on this topic. (…) From public policy perspective, PTP laws create significant barriers to a lawful firearm possession while, at the same time, not significantly reducing firearm-related murders. Although we all want to reduce gun violence, enacting laws that are not found to be statistically related to firearm murders only imposes burdens on lawful gun owners and does nothing to achieve the goal of less gun violence. Hence, states should reconsider their enactment of PTP laws.]
Dociekliwi czytelnicy bloga zapewne podzielają moje wrażenie, że oto wśród amerykańskich zwolenników reglamentowania broni palnej na modłę europejską występuje nadreprezentacja lekarzy. Nie wiem, na ile ta nadreprezentacja jest rzeczywistym rezultatem przetasowań, jakie zdarzyły się po roku 1983, a na ile wynika z tego, że opinia publiczna automatycznie uznaje chirurgów tudzież pediatrów za wyjątkowo kompetentnych, podczas gdy wypowiedzi badaczy z innych specjalizacji (kryminologia, ekonomia → link) spycha się na margines. Przypomnijmy sobie chociażby rewelacje kolektywu epidemiologów pod kierownictwem Charlesa Branasa, które do dzisiaj przywoływane są jako argument negujący defensywną skuteczność broni.
Największym generatorem recenzowanej literatury w przedmiotowym temacie i najgłośniejszą tubą ostrej, antybroniowej propagandy w USA jest zlokalizowana przy Uniwersytecie Johnsa Hopkinsa w Baltimore Szkoła Zdrowia Publicznego Bloomberga, określana potocznie mianem The Bloomberg School. Człowiek, którego nazwisko widnieje w logotypie tej organizacji, urósł w minionej dekadzie do rangi najbardziej zdeklarowanego przeciwnika broni palnej na świecie (link). Naiwnością jest wierzyć, że personel medyczny finansowanej przez niego instytucji [1] będzie w stanie przedstawić technicznie rzetelne czy też politycznie bezstronne dowody w tak bardzo polaryzującej kwestii jak broń i jej wpływ na przestępczość. Szefostwo NRA nigdy nie wyłożyło choćby centa na wspieranie wiadomej dziedziny nauki z powodu jawnego konfliktu interesów. Niestety, analogiczne standardy nie obowiązują w odniesieniu do publikacji Szkoły Bloomberga, które traktowane są w środowisku akademickim niczym bulla papieska i rzadko bywają kontestowane przez referujących je dziennikarzy.
Ta mocno bezkrytyczna recepcja i niedające się skwantyfikować niedostrzegalne korzyści w postaci darmowego zainteresowania mediów są o tyle istotne, że nieodwracalnie wypaczają przebieg debaty o broni [2]. Dodatkowo – o czym pisałem w wątku o partyjnych sympatiach amerykańskich donatorów – silne ideologiczne skrzywienie instytucji opiniotwórczych, w tym szczególnie uniwersyteckich ośrodków naukowych, jest dlatego niebezpieczne, że stanowi dźwignię dla równoległego skrzywienia politycznego procesu decyzyjnego. W kolejnych akapitach zamierzam pokazać na przykładzie najnowszych dokonań Jona Vernicka i Daniela Webstera, czołowych analityków z “The Bloomberg School”, jak wzmiankowana koteryjność rzutuje na realne działania w sferze legislacyjnej.
W latach 2014-2015 duet Vernick-Webster (dalej jako V-W) ogłosił drukiem serię pokrewnych tematycznie elaboratów, argumentujących za społeczną opłacalnością stanowych procedur wydawania pozwoleń na zakup broni krótkiej. W jurysdykcjach, w których zaimplementowano rzeczone uregulowania, potencjalny nabywca, przed udaniem się bezpośrednio do sklepu z bronią, musi najpierw otrzymać od lokalnych organów policji specjalną licencję (stąd zbiorcza nazwa restrykcji – “permit-to-purchase”, w skrócie PTP). W tym celu petent zobowiązany jest do zameldowania się na komisariacie, gdzie przeprowadza się z nim wywiad, zdejmowane są odciski palców oraz kompletowana jest dokumentacja dotycząca przeszłości kryminalnej i/lub historii przebytych chorób psychicznych. W Connecticut reguły PTP skodyfikowano w 1995 roku i V-W przekonują, że przyczyniły się one do spadku liczby zabójstw (→ link); w Missouri odwrotnie: PTP skasowano w połowie roku 2007, co miało poskutkować nagłą i spodziewaną eksplozją wskaźników przestępczości (→ link).
Webster po lewej, Vernick po prawej.
Jak łatwo odgadnąć, powyższe konkluzje były wodą na młyn dla całej rzeszy prominentnych demokratycznych legislatorów i polityków. Wystarczy powiedzieć, że premiera manuskryptów fantastycznie zbiegła się w czasie z decyzją o przedłożeniu w Kongresie ustawy zaostrzającej legalny dostęp osób cywilnych do ręcznej broni krótkiej. Sygnatariusze projektu, uzasadniając konieczność nowelizacji federalnych przepisów, nawiązywali explicite do odkryć poczynionych przez zespół V-W. Plotki i doniesienia o zbawiennych właściwościach reżimu PTP przebiły się również do wewnętrznego kręgu administracji prezydenckiej. Z okazji niedawnej konferencji prasowej [3], zainscenizowanej na okoliczność zarekomendowania dyrektywy wykonawczej w sprawie uszczelnienia systemu kontroli transferów broni palnej, Obama gorliwie wyrecytował, co mu podszepnął Bloomberg na prywatnym spotkaniu – że wdrożenie PTP w Connecticut wygenerowało ~40-procentową redukcję wskaźnika zabójstw, zaś jego wycofanie w Missouri 15-procentowy przyrost:
President Obama Remarks on Gun Control Executive, 05/01/2016
Przejdę teraz do naświetlenia głównych problemów wyzierających z obu tekstów. Rozpocznę od skomentowania przypadku Connecticut, ponieważ jak w soczewce ogniskują się w nim wszystkie ekscesy i nadużycia cechujące warsztat “ekspertów Bloomberga”.
Pierwsza kwestia: obniżka morderstw dokonywanych za pomocą broni o kilkadziesiąt procent, spowodowana zadekretowaniem jakiegoś pojedynczego pakietu restrykcji, jest sama w sobie zjawiskiem tak rzadko spotykanym w świecie empirycznym, że powinna z marszu wzbudzić falę podejrzeń u znakomitej większości badaczy akademickich [4]. Stało się jednak inaczej: zamiast zdrowej porcji sceptycyzmu oraz szerszej refleksji nad pogłębiającym się kryzysem procesu recenzenckiego, perpetuum mobile dezinformacji ruszyło pełną parą [5].
Po drugie, V-W doskonale wiedzieli, że w analizowanym przez nich okresie (lata 1996–2005) wskaźniki zabójstw malały na terytorium całego kraju, także w tych miejscach, które nigdy nie zaadaptowały u siebie PTP w żadnym znaczącym kształcie. Wykreowali więc statystycznego Frankensteina. Dosłownie i metaforycznie. W fachowym żargonie potwór ten znany jest jako syntetyczna metoda kontroli stanów kontrfaktycznych (synthetic control method). Polega ona na szacowaniu skutków konkretnych interwencji zainicjowanych na określonym obszarze (w omawianym przykładzie interwencją było uchwalenie prawa o obowiązkowym licencjonowaniu pistoletów i rewolwerów w granicach Connecticut, a domniemanym skutkiem spadek odsetka zabójstw z tejże broni) poprzez przyrównanie tego obszaru do sztucznej grupy kontrolnej, w której nie wprowadzono podobnych regulacji. Innymi słowy, kiedy ktoś twierdzi, iż dane efekty zostały wywołane przez interwencje x, y, z sugeruje tym samym, że gdyby interwencje te nie wystąpiły (lub gdyby wystąpiły w mniej radykalnej formie), wspomniane efekty byłyby słabsze albo nie pojawiłyby się wcale. Ważne jest zatem, by dysponować maksymalnie precyzyjnym obrazem tego, co stałoby się bez implementacji przepisów. I takie właśnie zasymulowane, alternatywne uniwersum, pozbawione dobrodziejstw PTP, nazywa się sytuacją kontrfaktyczną – w pracy V-W są to jurysdykcje jak najwierniej odzwierciedlające dynamikę przestępczości w Connecticut przed rokiem 1996, które jednak w kolejnych latach nie zainstalowały na swoim podwórku norm PTP.
W tym momencie teoretyczna podbudowa eksperymentu brzmi jeszcze w miarę sensownie, ale diabeł jak zawsze tkwi w szczegółach. V-W podkreślają, że dla kategorii zabójstw z broni palnej “syntetyczne Connecticut” składa się z ważonej kombinacji pięciu stanów – malutka Rhode Island jest w tym amalgamacie elementem dominującym (72 proc.), wzbogaconym o specjalną domieszkę Maryland i śladowe ilości Nevady, Kalifornii oraz New Hampshire [6]. Konsekwencje takiej a nie innej selekcji kandydatów do samplowania są doniosłe. Okazuje się bowiem, iż wybór Rhode Island do roli bazowego komponentu w modelu matematycznym podyktowany został faktem, że był to jedyny region z puli stanów znajdujących się w orbicie zainteresowań V-W, w którym po 1998 r. zaobserwowano eskalację zabijania w strzelaninach. Autorzy nigdy nie podają tej informacji czytelnikom do wiadomości, ponieważ tak naprawdę oznacza to, że wmontowana w ich tekst aprioryczna teza o nadzwyczajnym wpływie PTP na redukcję przemocy z użyciem broni wynika nie tyle z rekonstrukcji spadających wskaźników morderstw w Connecticut (będących zaledwie odbiciem trendów makro w skali lokalnej), co z aberracyjnego wzrostu wskaźnika zabójstw dla Rhode Island [7].
Proponowane przesunięcie akcentów niweczy cały “proreglamentacyjny” optymizm artykułu, którego przesłanie pozostaje nieudowodnione na gruncie empirycznym. Zresztą nawet jeśli łaskawie przymknąć oko na, eufemistycznie rzecz ujmując, szemraną metodykę badania, to i tak zatrzęsienie innych błędów jest przytłaczające. Nie pamiętam, kiedy ostatnio miałem do czynienia ze zjawiskiem “wybierania wisienek z tortu” praktykowanym z taką frywolnością w publikacji o charakterze naukowym.
- Selektywny przesiew stanów
Na tę chwilę można wyodrębnić co najmniej kilkanaście jurysdykcji w USA, wymuszających licencjonowanie broni krótkiej tudzież zakazujących handlowania nią poza koncesjonowanymi punktami sprzedaży bez uprzedniej weryfikacji niekaralności. Odpowiednio przeprowadzona ewaluacja statystyczna powinna brać w rachubę wszystkie terytoria, które zalegalizowały u siebie wspomniane obostrzenia, jak również zawierać porównanie natężenia przestępczości w stanach z PTP do kierunku przemian na obszarach wolnych od restrykcji. Jest to absolutna podstawa do estymowania spodziewanych następstw działania reżimu regulacyjnego. V-W nie oferują żadnego logicznie spójnego wytłumaczenia, które usprawiedliwiałoby deficyt tych procedur. Być może po wstępnej kwerendzie materiału doszli do wniosku, iż najbezpieczniej będzie ograniczyć się do jednego wybranego przypadku, sprawiającego korzystne wrażenie z perspektywy preferowanej przez nich ideologii. Gdyby zechcieli przestudiować historyczne doświadczenia innych miejsc, mogłoby jeszcze wyjść na jaw, że wskaźnik zgonów podniósł się zauważalnie po przegłosowaniu PTP – jak choćby w sąsiednim Massachusetts.
- Niekompletny wykaz czynów kryminalnych
Dlaczego z szerokiego spektrum deliktów V-W wypreparowali tylko subkategorię morderstw popełnianych z broni palnej staje się boleśnie oczywiste po zrekonstruowaniu dynamiki reszty przestępstw, które figurują na federalnym indeksie. W stosunku do wskaźników krajowych zarówno agregatowy zbiór przestępstw z użyciem przemocy, jak i napady rozbójnicze oraz napaści notowały w Connecticut spadki przed wejściem w życie PTP i zaczęły rosnąć krótko potem, natomiast dla ogółu zabójstw i gwałtów nie zarejestrowano żadnych istotnych zmian przed i po → link.
- Arbitralne zawężenie horyzontu czasowego
Z jakiegoś ezoterycznego powodu szanowne grono ekspertów od spraw zdrowotnych zgodnie uznało, że dobrym i niebudzącym niczyich podejrzeń pomysłem będzie skrócenie rozpiętości lustrowanego okresu do raptem dziesięciu lat licząc od zaostrzenia prawa, chociaż w trakcie pisania mieli dostęp do danych wsadowych sięgających roku 2012. Swoje motywy uzasadnili w możliwie najbardziej kuriozalny sposób – powołując się na referat ekonomiczny z dziedziny szkodliwości palenia papierosów, wykorzystujący metodologię analizy kontrfaktycznej, której zakres obejmował (i tutaj kolejny blamaż duetu V-W) odcinek dwunastu lat, nie dziesięciu [8]. Abstrahując już od odpowiedzi na pytanie, co ma niby wspólnego konsumowanie produktów tytoniowych z przestępczym używaniem broni – brakujące lata, zignorowane przez V-W, robią kolosalną różnicę, wywracając do góry nogami konkluzje ich raportu.
Jest niewątpliwie prawdą, że na przestrzeni dekady 1996-2005 wskaźnik zabójstw z udziałem broni palnej w Connecticut zmalał o ponad 40 proc. (3.57 → 1.88). Wystarczy jednak dołożyć jeden rok z kalendarza, aby spadek wyniósł 27 proc. (3.57 → 2.62) i skurczył się nagle do 11 proc. (3.57 → 3.17) po rozciągnięciu krzywej maksymalnie w przyszłość. Równolegle w latach 1996-2005 wskaźniki dla całego obszaru Stanów Zjednoczonych oraz dla północnego regionu geograficznego (bez Massachusetts) zmniejszyły się o odpowiednio 18 proc. (5.21 → 4.29) i 10 proc. (3.50 → 3.15), zaś w latach 1996-2012 o 29 proc. (5.21 → 3.70) i 24 proc. (3.50 → 2.67), co jaskrawo uwydatnia, że im dłuższy okres próbkowania, tym średnia zabójstw w Connecticut relatywnie wzrasta [9].
(po kliknięciu diagramy otworzą się w pełnej rozdzielczości w oddzielnym oknie)
Warto zauważyć, że współczynnik morderstw z broni palnej przyjął kurs opadający na dwa lata przed uchwaleniem PTP – między rokiem 1993 a 1995 uległ redukcji o imponujące 30 procent (4.50 → 3.13), wyprzedzając paralelne trendy na poziomie ogólnokrajowym, gdzie przemiany te następowały mniej gwałtownie, generując skromniejszą, 17-procentową obniżkę (7.02 → 5.84). Twórcy elaboratu postanowili spuścić na ten fakt zasłonę milczenia.
- Pomijanie krytycznych zmiennych
Jest to gwóźdź do trumny statystycznej gimnastyki uskutecznianej przez V-W. Tak się bowiem pechowo dla nich składa, że posiadamy bardzo solidnie udokumentowaną wiedzę na temat rzeczywistych przyczyn kryjących się za fenomenem topniejących wskaźników zabójstw w Connecticut, ba, dysponujemy kopiami artykułów z gazet z lat 90. XX wieku, które odsłaniają kulisy skomasowanych akcji policyjnych przeciwko gangom i zorganizowanej przestępczości, przypadających dokładnie na przełom lat 1995/1996. Żaden z tych potencjalnie zakłócających pomiary czynników (zwiększone zaangażowanie policji, usprawnienia technik operacyjnych etc.) nie został przez autorów skontrolowany [10].
Iskrą, podpalającą beczkę z prochem i ściągającą do stolicy stanu, miasta Hartford, gniew sił federalnych, był tragiczny epizod z 26 marca 1994 roku – w objazdowej strzelaninie zginęła wtedy siedmioletnia dziewczynka, Marcelina Delgado. Członkowie portorykańskiej bandy Los Solidos omyłkowo podziurawili ołowiem szarą Toyotę, w której siedziała jej rodzina, myśląc, że w środku tłoczą się ich rywale z Latin Kings, gotowi do wyprzedzającego ataku. Jedna z kul trafiła Marcelinę w głowę. Dziecko zmarło kilka dni później w szpitalu. Dowódca lokalnych oddziałów do walki z gangami, Christopher Lyons, wspomina, że w owym czasie atmosfera robiła się coraz gorętsza, mieszkańcy zaś szybko tracili cierpliwość. Pomimo iż do morderstw czy krwawych egzekucji w miejscach publicznych dochodziło regularnie, to dopóki wydziarane oprychy przetrzebiały sobie szeregi we własnym gronie, unikając ofiar pośród cywilów, nikt ważny ze stołecznego ratusza nie występował z inicjatywą “ostatecznego rozwiązania”. Czara goryczy przelała się dopiero po śmierci córki państwa Delgado.
Służby mundurowe wzięły na celownik dwie specyficzne grupy – siatkę śródmiejskich dilerów narkotykowych oraz panoszące się bezkarnie po okolicy uliczne szajki złodziei samochodów, z których dość często rekrutowali się młodociani sicarios (płatni zabójcy). Pacyfikacja dzielnic i zaułków okupowanych przez gangi okazała się bezprecedensowym sukcesem. Nowojorski “Times”, cytując niebieskich na kierowniczych stanowiskach, rozpisywał się (link) o pikujących wskaźnikach morderstw czy taktyczno-logistycznym wyrafinowaniu wielu operacji. Pionierskie doświadczenia z cyfryzacją wydatnie ułatwiły śledzenie na bieżąco ewolucji przestępczości i adekwatną do potrzeb alokację policyjnych zasobów, tj. koncentrację działań ofensywnych w najbardziej kryminogennych rewirach. Z pomocą komputerów stworzono coś na kształt mapy punktów wysokiego ryzyka i cyklicznie wysyłano tam ciężkozbrojne patrole, czasami nawet nieprzerwanie w ciągu kilku tygodni, bez względu na to, czy był to sklep monopolowy, zakład fryzjerski czy z pozoru wyludniony narożnik ulicy.
Od tamtych wydarzeń minęły już przeszło dwa dziesięciolecia. Materiał dowodowy zebrany z wieloletnich badań nie pozostawia pola do interpretacji – gaszenie “ognisk” przemocy jest bezdyskusyjnie najskuteczniejszą metodą zwalczania przestępczości. Wśród trzydziestu instrumentów poddanych analizie porównawczej w sprawozdaniu przygotowanym z polecenia Amerykańskiej Agencji ds. Rozwoju Międzynarodowego, to właśnie precyzyjna identyfikacja tzw. “hot spotów” (oraz konkretnych jednostek odpowiedzialnych bezpośrednio za szerzenie przemocy) pozwoliła uzyskać najszybsze trwałe rezultaty. Powtórzę się – Vernick, Webster i reszta ekipy z JHSPH nawet nie raczyli uwzględnić tego czynnika w kalkulacjach. Ich praca to smutna parodia nauki.
Przykrą próbą imitowania naukowego rygoru jest również drugi papier firmowany nazwiskami “chłopców Bloomberga”. Poza rezygnacją z “gdybologii” w postaci kreowania nieistniejących, kontrfaktycznych bytów powiela on wszystkie kardynalne uchybienia, którymi nafaszerowano dokument o Connecticut.
Najmocniej bulwersuje fakt, że V-W znowu bezczelnie ukrywają przed swoimi czytelnikami newralgiczne informacje. Choćby jednym zdaniem nie zasygnalizują, że agregatowy wskaźnik zabójstw w Missouri nie zmienił się ani o jotę od cofnięcia procedur licencyjnych. Posiłkując się wartościami z federalnego rejestru UCR (Standardowy Protokół Przestępstw FBI), można zobaczyć, że w roku 1999 przeciętna liczba morderstw w MO oscylowała w granicach 6.6 na sto tysięcy rezydentów, w roku 2007 minimalnie spadła do 6.5, by parę lat później zatrzymać się na identycznym poziomie, co w dniu zlikwidowania PTP. Ponieważ jednak taka puenta nie harmonizowałaby zbyt dobrze z polityką ich macierzystego uniwersytetu, autorzy powtórnie sięgnęli po konwencjonalny trik z repertuaru zwolenników reglamentacji: z ogólnej puli danych wyciągnęli statystyki ofiar zastrzelonych z broni palnej.
Regulacje PTP w Missouri ustanowiono na starcie prezydentury Reagana. V-W asekuracyjnie argumentują, że wykluczyli z interwału czasowego lata 1981-1998, gdyż była to niestabilna epoka, obfitująca w dramatyczne i losowe fluktuacje wskaźnika, spowodowane spiętrzeniem trudnych do mierzenia zjawisk społecznych (chodzi o epidemię cracku). Szkopuł w tym, że to wytłumaczenie jest bałamutne i przy okazji nie ma też za grosz sensu.
Śmiercionośne, biało-beżowe kryształki taniej kokainy zalały murzyńskie dzielnice Ameryki w roku 1986, a przestały być motorem napędzającym zgony najdalej gdzieś koło roku 1995 [11]. Tak więc nawet przy fałszywym założeniu, że crack uniemożliwia prawidłowe oszacowanie wpływu PTP na przestępczość, ciągle niewyjaśniona pozostaje kwestia pominięcia lekką ręką przynajmniej czterech lat, które po wkomponowaniu w model mogłyby osłabić kategoryczność końcowego werdyktu. Napisałem “fałszywym”, bo radzenie sobie z wybuchem narkotycznej przemocy jako ewentualnym czynnikiem zakłócającym było/jest praktyką powszechnie znaną i stosowaną przez ekonomistów niemal od samego zarania [12]. V-W zwyczajnie konfabulują, że nie da się tego problemu poprawnie skwantyfikować i wyizolować.
Co zatem doprowadziło do podniesienia średniej zabójstw z udziałem broni palnej po roku 2007? Rozbicie wykresu na poszczególne miesiące ujawnia zaskakujący niuans – krzywa ilustrująca dynamikę morderstw w Missouri zaczęła piąć się w górę osiem miesięcy po zatwierdzeniu kasacji PTP. Dokładnie na wiosnę, na przełomie marca/kwietnia 2008 roku, uchwycono pierwszy wyraźny skok [13]:
Czyżby biali farmerzy z terenów wiejskich albo biali rezydenci przedmieść Saint Louis (link) tudzież Kansas City czekali tylko na liberalizację przepisów, żeby pogrążyć się nagle w szale niepohamowanego mordu po ośmiu miesiącach dodatkowego zwlekania? W wywiadzie dla “New York Timesa” Webster uchylił rąbka tajemnicy i zdradził, co było przyczyną eskalacji przemocy: The gun homicide rate rose by 20 percent in metropolitan areas of Missouri, but was up by just 1.6 percent in rural areas. Przekładając to na mniej zawoalowany język: cały zaobserwowany przyrost wskaźnika zabójstw w Missouri był rezultatem wzmożonej aktywności czarnoskórych gangów, gnieżdżących się ciasno w obrębie największych stanowych obszarów metropolitalnych [14]. Niestety, V-W wyciągnęli swoje konkluzje bez żadnego zastrzeżenia, że są one zaadresowane do takiej właśnie patologicznej subpopulacji. Eliminuje to wszelkie formalne podstawy do ekstrapolacji wyników na resztę ludności w skali stanu i/lub kraju.
W słowach Gary’ego Klecka naprawdę ciężko doszukiwać się przesady – prace Webstera et al. z dziedziny zdrowia publicznego, lobbujące za ścisłą kontrolą broni palnej, są kwintesencją “wybrakowanej nauki”, realizującej “polityczne zapotrzebowanie”.
____________________
[1] Michael Bloomberg jest pierwszym prywatnym darczyńcą w historii, który przeznaczył 10-cyfrową sumę na pomoc materialną dla pojedynczej placówki dydaktycznej.
[2] Sporo z tego, co już teraz wiadomo na temat korelacji broń-przestępczość, zależy od arbitralnego przesiewu danych – jedne statystyki przytacza się w nieskończoność, inne wspominane są sporadycznie – i dlatego proces indywidualnego filtrowania przekazywanych przez media w państwach demokratycznych informacji o broni palnej mogę śmiało określić jako kompletną deformację rzeczywistości. Jakby dyrygował tym wszystkim jakiś świadomy aparat cenzury, a poszczególni komentatorzy mieli wspólną, ustaloną odgórnie wizję tego, co należy o broni sądzić i podawać odbiorcom do wierzenia. W konsekwencji tworzy się społeczny konsensus odnośnie poglądów, których podzielanie jest warunkiem koniecznym przynależności do elitarnej grupy “ludzi rozsądnych”.
[3] Dwa dni po konferencji zaaranżowano spotkanie ludu z prezydentem (town hall meeting). Pogwarka Obamy ze starannie wyselekcjonowanym wycinkiem społeczeństwa, mimo nazwy sugerującej otwarty i publiczny charakter, nie miała nic wspólnego z jakąkolwiek spontanicznością – została wyreżyserowana po ostatni detal, a uczestników wyuczono ról. W trosce o bezpieczeństwo głowy państwa przebadano wszystkich przybyłych po szpik kostny i genotyp. I gawędzono sobie na antenie kulturalnie i sympatycznie o wprowadzeniu obowiązku zapinania pasów bezpieczeństwa bez naruszania wolności obywatelskich, o zaprzestaniu produkcji zabawek, którymi dzieci mogą się zadławić itd. Później prezydent po ojcowsku wyjaśnił, iż absolutnie nie ma intencji ograniczać czy, broń Panie Boże, usuwać Drugiej Poprawki z Karty Praw. Oświadczył również, że jest gotowy debatować z każdym, kto wyrazi taką chęć. Na przykład z przedstawicielami NRA:
Wayne LaPierre, prezes “Strzelców Ameryki”, podjął rękawicę, ale postawił jednocześnie warunki – rozmowa ma odbyć się na neutralnym gruncie, z udziałem apolitycznego moderatora i bez uprzedniej ingerencji w zestaw pytań:
Do debaty oczywiście nie doszło.
[4] W tej sprawie zgadzają się praktycznie wszyscy zaangażowani w przedmiotową dyskusję, nawet propagatorzy reglamentacji broni, wywodzący się wprost ze środowisk medycznych (polecam wysłuchać fragmentu wystąpienia Davida Hemenwaya na konferencji zorganizowanej przez Narodową Akademię Nauk, Inżynierii i Medycyny – NASEM Health and Medicine Division).
[5] Zobacz wysyp artykułów na witrynach “Newsweeka” (link), “The Huffington Post” (link), CNN (link), “Daily Kos” (link), “The Washington Post” (link) etc. Mógłbym tak punktować w nieskończoność. Redakcja lewicowego portalu “Salon” z arcygroteskową satysfakcją grzmiała: “Najgorszy koszmar NRA się ziścił. Oto nowe dowody, które świry od broni chcą przed wami zataić”.
[6] Co ciekawe, dla kategorii zabójstw BEZ użycia broni palnej ważenie zostało podejrzanie odwrócone: Rhode Island nie jest już podstawowym składnikiem w grupie – rolę wiodącego komponentu przejęło New Hampshire (poprzednio ważone na symbolicznym poziomie 0.5 proc.).
[7] Vernick i Webster unikają pokazywania surowych liczb, w zamian posługują się ich przeskalowaną graficzną reprezentacją, ale chodzi o dodatkowe 53 zabójstwa popełnione w latach 1999-2005. Ten trywialny detal wyjaśnia, czemu kontrfaktyczne Connecticut odnotowało skok współczynnika morderstw z broni powyżej średniej krajowej – bo zamieszkany przez 1 milion stałych rezydentów “The Ocean State”, będący, że przypomnę, głównym budulcem modelu, odnotował analogiczny skok po roku 1998. Wszystkie statystyki dostępne są do weryfikacji w internetowej bazie raportowania urazów WISQARS na oficjalnej stronie CDC z podziałem na interwały 1981-1998 i 1999-20XX. W kolumnie z zapytaniem o narzędzie zbrodni podświetlamy wariant “Firearm”, z rozwijalnego menu pod Census Region/State wybieramy Rhode Island, po czym wskazujemy rok zgłoszenia incydentów i klikamy przycisk “Submit Request”. Powinny wyskoczyć następujące liczby: dla 1997 – 14 zabójstw, 1998 – 10, 1999 – 21 (7 zgonów więcej niż w 1997), 2000 – 27 (13 zgonów więcej niż w 1997), 2001 – 20 (6), 2002 – 25 (11), 2003 – 21 (7), 2004 – 18 (4), 2005 – 19 (5). Dodajemy: 7+13+6+11+7+4+5=53.
[8] Propozycja 99, przegłosowana w stanowym referendum i podnosząca podatek akcyzowy na sprzedaż wyrobów tytoniowych w Kalifornii, weszła w życie równo 1 stycznia 1989 roku, natomiast ostatni pełny rok uwzględniony w kalkulacjach harwardzkich ekonomistów to 2000.
[9] Jak można prześledzić w banku WISQARS, sumaryczny wskaźnik morderstw z broni palnej w Connecticut w latach 2005-12 poszybował w górę o 68 proc. (1.88 → 3.17), podczas gdy w Rhode Island zaliczył 20-procentowy zjazd (1.78 → 1.42), co jeszcze raz dobitnie uświadamia, jak dalece zmanipulowane są wysiłki V-W.
[10] Doświadczenia nowojorskie dowodzą, że większość przestępstw jest pochodną okoliczności, na które można wpłynąć bez potrzeby wdrażania kosztownych zmian strukturalnych i społecznych (inżynieria socjalna). Jedyną sferą radykalnych reform podjętych w latach 90. XX wieku przez magistrat NYC były usprawnienia w pracy policji.
[11] Fryer i inni, “Measuring Crack Cocaine and its Impact” (link). Wykorzystując zainteresowanie mediów jako proxy do estymowania rozmiarów epidemii, Reinarman i Levine ustalili, że kryzys zakończył się w roku 1992 (link).
[12] Plassmann i Whitley, podrozdział “Can Cocaine Use Explain the Results?” (link).
[13] Webster podkreśla, że procentowy wzrost zabójstw z broni palnej w Missouri był czymś unikalnym w regionie (Missouri’s sharp increase in firearm homicides was unique within the region). Problem w tym, że to nieprawda. Duże, pojedyncze (odnotowane na przełomie lat 2007/2008) wahnięcia wskaźnika były powszechne także w innych okolicznych stanach, które nigdy nie wycofały się z polityki PTP. Wskaźnik morderstw z broni w Iowa skoczył o 88 proc. (0.60 → 1.13), zaś w Nebrasce o 65 proc. (1.70 → 2.80). Dla porównania w tym samym okresie odsetek zabójstw w Missouri podniósł się tylko o 35 proc. Autorzy ukryli zatem przed swoimi czytelnikami (który to już raz?) ważny detal, selektywnie cytując dostępne trendy statystyczne (więcej zobacz Kleck, s. 10-11 → link).
[14] Trzy lata później zostało to definitywne potwierdzone w drobiazgowej analizie zabójstw w Missouri, wykonanej przez Morgana C. Williamsa, ekonomistę z Uniwersytetu Nowojorskiego (cytaty, link). Warto wspomnieć, że publiczna radiostacja z okolic St. Louis puściła w drugiej połowie 2008 roku serię programów ostrzegających przed zagrożeniem ze strony murzyńskich cyngli. Chronologicznie: odcinek 1, 2 i 3.