Obserwujcie trendy, nie nagłówki.
[Follow the trend lines, not the headlines.]
– Bill Clinton
W rozdziale drugim książki “More Guns, Less Crime” John Lott przytomnie zauważył (link), iż znakomita większość debat o broni palnej ogniskuje się na danych przekrojowych (ang. cross-sectional) w tym sensie, że dyskutanci porównują międzynarodowe statystyki pochodzące z wielu miejsc i z jednego roku kalendarzowego. Procedury te nie mówią jednak nic o ewolucji przestępczości, co uniemożliwia zrekonstruowanie trendów z okresu np. przed wdrożeniem antybroniowych restrykcji. Dopiero analiza szeregów czasowych (ang. time series) pozwala przezwyciężyć ten problem i wyjść poza zaklęty krąg jałowych korelacji. Aby zatem uniknąć wyciągania bałamutnych konkluzji, powinno się każdorazowo sprawdzać, jak przestępczość, występująca na obszarach ściśle ograniczających dostęp do broni palnej, kształtowała się w czasie – zarówno w odniesieniu do przeszłości tych obszarów, jak również w relacji do regionów, które dostęp do niej ograniczają znacznie łagodniej.
Podświetlony na żółto fragment jest kluczowy dla zrozumienia reszty blognotki.
Osoby nastawione sceptycznie wobec pomysłu, że broń może sprzyjać bezpieczeństwu i być gwarantem ładu publicznego, nierzadko konfrontują Amerykę z Europą (a ściślej: pięćdziesiąt stanów Ameryki z wyselekcjonowaną, biało-azjatycką rodziną państw wysokorozwiniętych) na dowód skompromitowania idei, że “armed society = polite society” [1]. Ale już trywialny fakt, iż w Stanach Zjednoczonych, w dającej się odtworzyć perspektywie historycznej, notorycznie popełniano kilkakrotnie (w najgorszych momentach niemal dziesięciokrotnie) więcej zabójstw w przeliczeniu na sto tysięcy mieszkańców aniżeli w innych uprzemysłowionych krajach przy takim samym lub podobnym stopniu deregulacji cywilnego sektora zbrojeniowego, kompletnie umyka ich uwadze. Konsekwentne ignorowanie tego fenomenu nie dziwi zbytnio, zważywszy na wagę wniosków, jakie można z niego wysnuć.
Wśród rozmaitych badaczy, wykorzystujących ilościowe (matematyczno-statystyczne) metody do opisywania procesów zachodzących w historii, panuje konsensus odnośnie długotrwałych trendów w krzepnięciu europejsko-amerykańskich wskaźników premedytowanych zabójstw. Tę akademicką jednomyślność można przedstawić następująco: wskaźniki morderstw w USA zawsze były zauważalnie wyższe niż w Europie, pozostając “średniowiecznym” reliktem w nowoczesnym, zindustrializowanym państwie. Naturalnie im głębiej cofamy się w przeszłość, tym dokładność szacunków z przyczyn obiektywnych maleje [2]. Rosnący ubytek precyzji przy oddalaniu się od współczesności dotyczy dokumentacji zbieranej po obu stronach Atlantyku, dlatego też w celu uzyskania maksymalnej zgodności z domniemanym stanem rzeczywistym uczeni rezygnują z pomiarów makroskalowych na rzecz bardziej zawężonych geograficznie rewirów, np. dominujących kompleksów urbanistycznych z bogatszymi archiwami sądowymi i lepiej zachowanymi rejestrami zgonów. Kapitalnym przykładem praktycznego zastosowania takiej optyki na gruncie nauk społecznych są badania Erica Monkkonena z zakresu ewolucji miejskiej przestępczości w Ameryce.
W głośnej publikacji “Murder in New York City” (link) Monkkonen zamieścił serię wykresów, ilustrujących dynamikę zmian wskaźników zabójstw w Nowym Jorku i dwóch największych XIX-wiecznych brytyjskich miastach – Londynie i Liverpoolu. Różnice między porównywanymi aglomeracjami są ogromne. Przez ponad dwieście lat londyńskie wskaźniki w zestawieniu z nowojorskimi ustabilizowały się na bardzo niskim poziomie i poza sporadycznymi epizodami, w których dało się zaobserwować nasilenie przestępczości, wahały się w przedziale od 1-3 morderstw na 100k. Żeby uchwycić istotną statystycznie zwyżkę, trzeba zrobić krok wstecz aż do przełomu XVII i XVIII stulecia.
Co się zaś tyczy zaułków Liverpoolu, to ten cieszący się niegdyś fatalną reputacją ośrodek portowo-przemysłowy miał wskaźniki zbliżone do średniej nowojorskiej wyłącznie na odcinku jednej dekady lat 70. XIX wieku, kiedy regularnie wybuchały w jego granicach zacięte konflikty między rekrutującymi się z klasy robotniczej angielskimi protestantami a katolicką ludnością napływową pochodzenia irlandzkiego, nieodmiennie windując współczynnik zabitych ponad wartości stanowiące lokalną normę. Mimo iż starcia trwały jeszcze długo potem, przygasając dopiero po zakończeniu pierwszej wojny światowej, Liverpool już nigdy w historii nie osiągnął nowojorskiego pułapu morderstw:
Monkkonen nie ograniczył się do prostej komparatystyki. Następny rysunek osadzony jest w konwencji “co by było, gdyby” – otóż co by się stało, gdyby z ogólnej puli zidentyfikowanych ofiar zabójstw, dokonanych na terenie Nowego Jorku na przestrzeni poprzednich dwustu lat, wypreparować zgony spowodowane postrzałem z broni palnej? Wszystko to, jak podkreśla autor, przy mocno nierealistycznym założeniu, że na skutek zaistnienia deficytu rewolwerów i pistoletów w śródmiejskim obiegu sprawcy tych morderstw jakimś cudem powstrzymaliby się od zabijania i nie zastąpili broni palnej alternatywnymi narzędziami.
Odpowiedź: Nowy Jork dalej dzierżyłby koronę lidera. Oferując przedstawicielom angielskiej klasy mieszczańskiej na starcie przewagę w postaci dowolnej broni, jaką mogli legalnie bądź nielegalnie pozyskać z intencją popełnienia zbrodni, nowojorczycy i tak zdołaliby zadźgać i pobić na śmierć 3x więcej swoich ziomków niż liverpoolczycy i 5.6x więcej niż londyńczycy (w wariancie z dokooptowaniem brakujących incydentów do puli współczynniki te automatycznie zwiększają się do odpowiednio 5 i 9.4):
Rezultaty analizy kontrfaktycznej skłoniły kalifornijskiego profesora do konkluzji (wyrażonej w artykule opublikowanym kilka lat później), że czysto hipotetyczna eliminacja broni z rynku nie wystarczy, by sprowadzić amerykańskie wskaźniki zabójstw do poziomu europejskiego [3]:
Przypuszczenie, iż Stany Zjednoczone ogołocone z broni palnej zrównałyby się z Europą jest błędne. Bardzo prawdopodobne, że nawet bez pistoletów czy strzelb wskaźniki zabójstw w USA ciągle byłyby wyższe. Anegdotyczne relacje o morderstwach z wykorzystaniem innych podręcznych narzędzi są bardziej szokujące niż można by sądzić. Przykładowo, w 1841 roku John Colt, brat słynnego wynalazcy i producenta rewolwerów, zatłukł na śmierć młotkiem swojego wierzyciela, Samuela Adamsa, upakował jego zwłoki do skrzyni, po czym kazał przetransportować ją statkiem do Nowego Orleanu. Lista okropieństw nie ma końca: w XIX-wiecznym Nowym Jorku około 800 osób zginęło od ran postrzałowych, a 2600 od ran zadanych przy użyciu mniej wyszukanych środków, z kolei w latach 1900-1986, dla których posiadam szczegółowe dane, w przybliżeniu 29 tysięcy nowojorczyków zmarło w wyniku postrzału, a 28 tysięcy w wyniku kontaktu z bronią białą lub gołymi rękami zabójców. Te liczby są otrzeźwiające.
[To assume that an absence of guns in the United States would bring about parity with Europe is wrong. For the past two centuries, even without guns, American rates would likely have still been higher. Anecdotes about murders committed with other types of weapons are more shocking than might be expected: in 1841, John Colt, brother of the inventor and marketer of the mass-produced revolver, hammered to death a creditor, Samuel Adams, stuffed his bloody body into a crate, and attempted to have it shipped to New Orleans. The gory list goes on: in nineteenth-century New York City, about 800 died by gun, 2,600 by other, less advanced means. (For twentieth-century New York City, for the eighty-six years for which I have data, the figures are approximately 29,000 by gun, 28,000 by other means.) The numbers are sobering.]
Monkkonen nie wspomniał o tym w swoim opracowaniu, ale przez dłuższą część badanego okresu obywatele wszystkich trzech aglomeracji mieli relatywnie łatwy i szybki dostęp do wszelkiego rodzaju uzbrojenia, w tym do broni palnej oraz konstrukcji pochodnych (zobacz koniecznie → link), co godzi w samo sedno argumentacji apologetów kontroli, jakoby niespotykana na tle innych europejskich nacji wysoka śmiertelność wśród ofiar przemocy w Ameryce była wypadkową powszechnego występowania broni w społeczeństwie. U zarania XX stulecia w Anglii paradoksalnie każdy z wyjątkiem policjantów w czynnej służbie [4], bez znaczenia, czy był to dystyngowany dżentelmen, holenderski anarchista, irlandzki bojownik z IRA, rosyjski bolszewik, pospolity przestępca czy osoba niepoczytalna, mógł odwiedzić zakład rusznikarski albo wejść do dowolnego sklepu i wyposażyć się w cokolwiek tylko zapragnął, od tanich bębenkowców sprzedawanych w zaułkach dzielnicy East End po kosztowne rękodzieła Purdeya eksponowane w oknach wystawowych na skrzyżowaniu ulic South Audley & Mount; nawet żołnierzom wracającym do swoich rodzin po opuszczeniu szeregów armii zezwalano na zachowanie pistoletów, co dzisiaj wydaje się wręcz nie do pomyślenia.
Dotychczas mowa była o miastach, lecz bardzo podobne prawidłowości w kształtowaniu się wskaźników zabójstw można dostrzec również w makroskali krajów i narodów.
Przepisy tłamszące cywilny rynek broni zadomowiły się w Europie między końcówką pierwszej a początkiem drugiej wojny światowej [5]. Wcześniej obszar ten nie podlegał żadnym istotnym regulacjom, ewentualnie regulowany był w stopniu symbolicznym i bynajmniej nie na szczeblu centralnym. Jeżeli spojrzeć teraz na zabójstwa z dekad 1900-1939, widać wyraźnie, że ich wskaźniki wcale nie zmalały dramatycznie w okresie późniejszym. Z wyjątkiem Finlandii, która odnotowała aberracyjne załamanie krzywej, oraz republiki włoskiej przed dojściem do władzy faszystów (zobacz “Homicide and Knife Fighting in Rome” → link), pozostałe nacje przez cały wiek XX utrzymywały zasadniczo płaskie linie trendu (wykresy za: “Murder in New York City”, “Homicide in Finland, the Netherlands and Sweden” → link, “From Swords to Words” → link i “American Homicide” → link):
Obserwacja długoterminowych statystyk rewiduje jeden z bardziej mitotwórczych dogmatów mainstreamowej narracji o Europie, która cudownie uwolniła się od przestępczości z użyciem broni, bo zaaplikowała u siebie drakońskie obostrzenia. Stopniowa unifikacja i konsolidowanie restrykcji w europejskim prawodawstwie nigdy nie były odpowiedzialne za redukcję przemocy na kontynencie – ani względem ery przedwojennej, ani w odniesieniu do sytuacji za oceanem. Przestępczość uliczna ustabilizowała się w dolnych partiach wykresów na wiele dziesięcioleci przed implementacją jakichkolwiek rozporządzeń wymierzonych w swobodny obrót bronią [6].
____________________
[1] Robert A. Heinlein, “Beyond This Horizon”:
Uzbrojone społeczeństwo to uprzejme społeczeństwo. Maniery są dobre, kiedy każdy może odpowiedzieć życiem za swoje postępowanie. [An armed society is a polite society. Manners are good when one may have to back up his acts with his life.]
[2] Niekompletne rekordy zabójstw działają przy robieniu porównań na korzyść przeszłości, ale już np. progres w leczeniu urazów czy też ogólny rozwój służb ratunkowych w lepszym statystycznie świetle stawiają teraźniejszość. Eisner ocenia (s. 12), że gdyby przed rokiem 1900 ludzkość dysponowała współczesną technologią medyczną i szybkimi środkami transportu, z grubsza 50 proc. kryminalnych napaści, zwieńczonych śmiercią ofiary, kończyłoby się jej przeżyciem (The percentage of serious injuries before 1900 that would not result in death with modern technology is about 50 percent. When considering long-term trends, we therefore need to take into account that any change during the twentieth century is biased toward lower rates). Podobnie uważa historyk i socjolog, Randolph Roth: ludzie przed wiekami niekoniecznie przejawiali bardziej mordercze skłonności niż ich współcześni potomkowie; po prostu z powodu braku odpowiednio wyszkolonego personelu medycznego, sieci szpitali, karetek i antybiotyków pojedyncze wybuchy przemocy częściej prowadziły do zgonu osoby zaatakowanej: Given modern medicine – emergency response, trauma surgery, antibiotics, and wound care – three out of every four people murdered before 1850 would probably survive today (cytat → link, zobacz też tu, wykres → link):
[3] Steven Pinker wypunktował dokładnie to samo (link):
Nawet gdyby wydzielić wszystkie zabójstwa z broni palnej i policzyć tylko te z użyciem lin, noży, ołowianych rur, kluczy francuskich, lichtarzy oraz innych ogólnie dostępnych przedmiotów, cywile w Ameryce w dalszym ciągu popełnialiby więcej morderstw niż Europejczycy. [Even if you subtract all the killings with firearms and count only the ones with rope, knives, lead pipes, wrenches, candlesticks, and so on, Americans commit murders at a higher rate than Europeans.]
[4] W 1909 roku wybuchła strzelanina w londyńskiej dzielnicy Tottenham między dwoma rosyjskimi anarchistami a policją. Ponieważ mundurowi byli rozbrojeni, wielu z nich pożyczało w biegu rewolwery i pistolety od napotkanych po drodze cywilów-przechodniów. Don Kates: Ironically, the only gun control in 19th century England was the policy forbidding police to have arms while on duty.
[5] Anglicy i Walijczycy efekt “kuli śniegowej” zainicjowali u siebie w roku 1920. Francuzi pionierskie ograniczenia uchwalili krótko po kryzysie parlamentarnym w połowie lat 30. (link); Niemcy – nieomal równo z wejściem w życie postanowień traktatu wersalskiego (link); Austriacy – w przededniu wybuchu wojny; Belgowie – w roku 1933 (link), Włosi – w 1931 (przy czym zezwolenia na noszenie broni w miejscach publicznych cofnięto dużo wcześniej). Jedyną “czarną owcą” w tym gronie są Szwajcarzy, którzy od totalnie swobodnego dostępu do broni postanowili odstąpić dopiero u progu trzeciego tysiąclecia.
[6] W swoim monumentalnym traktacie “O demokracji w Ameryce” francuski socjolog i zawodowy polityk, Alexis de Tocqueville, zamieścił następujący komentarz (link):
Odkrycie broni palnej czyni równymi na polu bitwy chłopa i pana. [The discovery of firearms equalizes the villein and the noble on the field of battle.]
W pierwszej wersji manuskryptu zdanie to brzmiało nieco inaczej:
Odkrycie broni palnej zrównuje nieodzianego w zbroję chłopa i szlachcica w żelaznym pancerzu. [Discovery of firearms that equalizes the unprotected villein with the nobleman covered in iron.]
W bardziej naukowej formie należałoby raczej zadać pytanie, czy wynalezienie broni palnej (szczególnie modeli, które można schować w kieszeni albo pod ubraniem) rzeczywiście mogło przełożyć się na zanik przestępczości w Europie. Carlisle Moody, amerykański kryminolog i ekonomista wykładający na Uniwersytecie Williama & Mary w Wirginii, przeprowadził prekursorskie badania na tym polu i wykazał (→ link), że upowszechnienie krótkolufowych pistoletów kołowych oraz pistoletów skałkowych faktycznie koresponduje z (częściową) redukcją przemocy.