Przejdź do treści

Jak kulą w płot: John J. Donohue o szkodliwych skutkach noszenia broni

    Profesor ekonomii z Uniwersytetu Georgetown, William English, wziął na warsztat rezultaty uzyskane przez Donohue et al. Po wprowadzeniu niezbędnych poprawek do ich oryginalnego modelu (w tym spożytkowaniu statystyk ilustrujących rzeczywistą dynamikę przyrostu liczby zezwoleń na skryte noszenie broni palnej) oto co napisał:

    Odkryliśmy, że legalizacja publicznego noszenia broni nie ma żadnego wpływu na ogólne wskaźniki przemocy ani nie eskaluje zabijania. Niniejsza analiza oferuje twarde dowody na to, że umożliwienie cywilom posiadania broni palnej poza miejscem zamieszkania do celów ochrony osobistej nie pogorszyło bezpieczeństwa w ciągu ostatnich dekad.

    [We find that the growth in carry permits has no effect on violent crime rates, homicide rates, firearm homicide rates, or non-firearm homicide rates. This study provides further, strong evidence that the dramatic growth in the ability to carry firearms for self-defense in recent decades has not exacerbated crime rates.]



    Dla wygody będę posługiwał się następującymi akronimami:

    RTC – right-to-carry laws (regulacje dot. noszenia ukrytej broni palnej)
    CCW – carrying a concealed weapon (czynność noszenia ukrytej broni palnej)
    CHL – concealed handgun license (licencja uprawniająca do noszenia ukrytej broni palnej)
    CHLH – concealed handgun license holder (posiadacz licencji na noszenie ukrytej broni palnej)
    VC – violent crimes (przestępstwa z użyciem przemocy)
    VCR – violent crime rates (wskaźniki przestępstw z użyciem przemocy)
    AA – aggravated assaults (pobicia/napaści z użyciem groźnego narzędzia)

    WSTĘP

    Sądzę, że ten artykuł odmieni historię literatury przedmiotu – tak o najnowszej publikacji, badającej wpływ skrytego noszenia broni na wskaźniki przemocy, powiedział jej główny autor, John Donohue, w wywiadzie dla magazynu “The Atlantic”. Jego rzekomo przełomowy elaborat ukazał się drukiem na łamach kwartalnika “Journal of Empirical Legal Studies” w maju 2019 roku. Z tej okazji zamieszczam poniżej rozległy komentarz z krytycznymi uwagami, jakie mam pod adresem całości tekstu. Moje ogólne wrażenia z lektury są takie, że Donohue et al. (dalej DAW) od samego początku wprowadzają odbiorców w błąd. Kluczową tezę (cytat z abstraktu: RTC laws increase overall violent crime i fragment paragrafu końcowego: states that passed RTC laws experienced 13-15 percent higher aggregate violent crime rates) oparli bowiem na serii jednostronnie spekulatywnych założeń i obudowali ją nielogicznym wnioskowaniem z modeli statystycznych.

    • DAW piszą, że ich artykuł jest odpowiedzią na apel Narodowej Rady Badań Naukowych (National Research Council, dalej NRC), która w raporcie z 2005 roku wezwała wszystkich zainteresowanych do korzystania z lepszych źródeł danych i udoskonalania instrumentów analitycznych (This article answers the call of the NRC Report for more and better data and new statistical techniques to be brought to bear on the issue of the impact of RTC laws on crime.) Czy Donohue wraz z kolegami faktycznie zaoferowali “świeże spojrzenie”?

    Zobaczmy, co tak naprawdę rekomendowało gremium ekspertów zasiadających w NRC. Otóż najpierw wyraźnie stwierdzili, że jeśli chce się złamać zaklęty krąg jałowych korelacji i ustalić zależność przyczynową między CCW a przemocą, to niewiele da się wycisnąć z obsesyjnego replikowania podobnych metod, czytaj: z rozdłubywania statystyk FBI i robienia potem na ich bazie makroskalowych ewaluacji. Zalecili więc fundamentalnie inne podejście do tematu – mierzenie dynamiki zmian wskaźników noszenia broni na poziomie mikro, tj. w obrębie mniejszych, bardziej homogenicznych obszarów geograficznych: hrabstw, aglomeracji i dzielnic (cytat, str. 151). Przyjęcie takiej optyki pozwoliłoby na precyzyjną identyfikację ognisk przemocy, stworzenie profilu sprawców strzelanin i ewentualne powiązanie obu tych rzeczy z czynnością legalnego noszenia broni palnej. Wbrew temu co opowiadają DAW, nie wyszli oni naprzeciw tym sugestiom. Zamiast tego podążyli ścieżką bezproduktywnego analizowania trendów w przestępczości “przed” i “po” uchwaleniu regulacji dotyczących CCW – dokładnie tą samą ścieżką, którą NRC potępiła i z której postulowała zrezygnować. W efekcie dorzucili po prostu kolejny zrecenzowany referat do sterty już wydrukowanych.

    Warto podkreślić, że ci badacze, którzy postanowili dostosować się do instrukcji NRC, odkryli konsekwentny i spodziewany wzorzec: zabójstwa oraz strzelaniny ograniczają się zawsze do mikro-świata konkretnych jednostek, rekrutujących się z mniejszości rasowych, połączonych najczęściej relacjami o charakterze patologiczno-kryminalnym [1]. Jest to niezwykle doniosła obserwacja. Na przekór opiniom głoszonym przez ludzi pokroju Donohue właściciele zezwoleń na noszenie broni ukrytej nie mogą przyczyniać się do odkształcania VCR, gdyż ujmowani jako osobna subpopulacja kwalifikują się do najbardziej praworządnych i niekonfliktowanych grup społecznych w Ameryce (punkt ten zostanie za chwilę szerzej przedyskutowany).

    Jak widać, już na starcie tercet ekonomistów z Uniwersytetu Stanforda nie dość, że opacznie zinterpretował intencje członków NRC, to jeszcze bałamutnie usiłował przekonać publikę, że zaprezentowane przez nich dowody przerastają zarówno pod względem oryginalności, jak i stopnia zaawansowania wszystkie poprzednie osiągnięcia na polu kryminologii. 

    OMÓWIENIE TEORII

    • Zdaniem DAW, istnieje pięć hipotetycznych mechanizmów, tłumaczących zwiększone VCR po zalegalizowaniu skrytego noszenia broni: 1) posiadacze CHL prowokują niebezpieczne sytuacje swoim zachowaniem; 2) złodzieje okradają posiadaczy CHL z broni palnej, która trafia później na czarny rynek; 3) CCW radykalnie zmienia kulturę i codzienne nawyki przez potęgowanie czujności i agresji wśród obywateli; 4) w reakcji na upowszechnienie CCW po stronie nie-kryminalistów uliczni bandyci odczuwają wzmożoną potrzebę uzbrajania się; 5) kombinacja wspomnianych czynników utrudnia pracę policji, nakładając na nią dodatkowe obowiązki i osłabiając jej zdolności operacyjne. Pytanie: czy wyłuszczony tok rozumowania ma zakotwiczenie w empirii czy pozostaje wyłącznie tendencyjnym blefem autorów?

    Ad. 1)
    Dawno temu dostrzeżono, iż CHLH sporadycznie dopuszczają się przestępstw lub wykroczeń skojarzonych z nielegalnym użyciem broni (patrz tabela na str. 45) – rzadziej nawet niż etatowi funkcjonariusze policji. Do najczęstszych przesłanek decydujących o cofnięciu licencji należą: jazda pod wpływem alkoholu, wniesienie pistoletu / rewolweru do strefy wolnej od broni oraz nieokazanie legitymacji podczas rutynowej kontroli np. w trakcie zatrzymania przez drogówkę. Wszelkie insynuacje, obciążające winą za przestępczość cywilów z CHL, muszą być zatem ufundowane na anegdotycznych przypadkach zabójstw. I taki właśnie kuriozalnie nienaukowy sposób argumentacji uskuteczniają DAW – przywołują zaraportowane w mediach incydenty z udziałem CHLH, po czym fantazjują, że gdyby osoby te nie miały pozwoleń, to zbrodni można by uniknąć (without Michigan’s RTC law, this would likely have not been a double homicide).

    Druga kwestia: wskaźniki posiadania broni palnej – odwrotnie niż przestępczość – rosną wraz z oddalaniem się od ośrodków miejskich. Co więcej, znane są z grubsza cechy demograficzne przeciętnego CHLH: jest nim biały mężczyzna o sympatiach republikańsko-konserwatywnych z przedziału wiekowego 18-29 lat, zamieszkujący południowe tereny Stanów Zjednoczonych i wywodzący się ze środowiska, kultywującego rodzinne tradycje strzeleckie. W świetle tych faktów oraz tego, co już wiemy na temat amerykańskiej przestępczości (sprawcami 60+ proc. umyślnych zabójstw i blisko 70 proc. rozbojów są w USA czarnoskórzy podejrzani → link, ciasno stłoczeni w kolorowych dzielnicach → link), sugestia, jakoby biali właściciele broni palnej mieli odpowiadać za wzrosty VCR w stanach, w których żyją, nie spełnia podstawowego kryterium wiarygodności. Idealnie skomentował to prof. Tomislav Kovandzic z Uniwersytetu Teksańskiego w Dallas: Pogląd głoszący, że uchwalenie przepisów RTC eskaluje przemoc, w tym zwłaszcza podnosi wskaźniki zabójstw, jest w sposób oczywisty absurdalny dla każdego, kto ma choć mgliste pojęcie o zjawisku legalnego noszenia broni przez dorosłych obywateli.

    Weźmy przypadek Florydy – jurysdykcji najhojniej w Ameryce rozdzielającej CHL. Statystyki Departamentu Rolnictwa i Usług Konsumenckich pokazują, że na przestrzeni 24 lat (czyli od 1 października 1987 roku, kiedy zaczął obowiązywać reżim RTC, do 31 sierpnia 2011 roku, gdy zaprzestano zbierania danych dotyczących liczby odebranych licencji z powodu bezprawnego użycia broni) lokalne władze przyznały w sumie 2 047 928 pozwoleń, z czego 853 272 cywilów dysponowało ważnym / aktywnym zezwoleniem na dzień 31/08/2011. W tym samym okresie na mocy orzeczeń sądowych anulowano łącznie 168 (słownie: sto sześćdziesiąt osiem) CHL, co dało średnio rocznie 7 (słownie: siedem) wyroków skazujących za przestępstwa z udziałem licencjonowanej do noszenia broni (w tej puli mieszczą się też oczywiście wyroki za czyny karalne bez przemocy).

    Jaką technikę wyparcia zastosowali panowie DAW, przytłoczeni materiałem dowodowym, doszczętnie niszczącym ich narrację? Stwierdzili mianowicie, że statystyki uchylonych CHL są “ewidentnie niedoszacowane” (permit revocations clearly understate the criminal misconduct of permit holders, since not all violent criminals are caught). Prawdą jest, że większość VC nie skutkuje aresztowaniem sprawcy. Z monografii Klecka & Severa “Punishment and Crime” można wyłuskać informację, że w USA zaledwie ~1 przestępstwo z użyciem przemocy na 5 kończy się werdyktem skazującym (tabela 3.1). Szkopuł w tym, że nawet jeśli uznać za realistyczny najgorszy wariant scenariusza – pięć przestępstw dokonywanych przez CHLH na każdy jeden oficjalnie udokumentowany, kryminalny przypadek cofnięcia licencji – to i tak w konsekwencji dostajemy średnią na poziomie raptem 35 deliktów (5×7), rozproszonych po terytorium stanu, w którym w 2009 roku zarejestrowano 113 641 meldunków o pokrzywdzeniu przestępstwami. Prosta arytmetyka: CHLH popełniają na Florydzie znikome trzy setne procenta wszystkich VC. Jeśli natomiast założymy, że te 35 przewinień rozkłada się równomiernie pomiędzy 35 różnymi osobami (brak recydywy), wówczas deliktów dowolnego rodzaju dopuszczałoby się mikroskopijne cztery tysięczne procenta właścicieli CHL.

    DAW desperacko próbują znaleźć punkt zaczepienia dla swojej wydumanej tezy o zgubnym oddziaływaniu noszenia broni palnej na VCR. W tym celu zmuszeni są do wygrzebywania z policyjnych i medialnych archiwów “wisienek” w postaci anegdotycznych zabójstw, ponieważ wszystkie twarde dane wskazują na zupełnie odwrotny kierunek wnioskowania: CHLH jako wyizolowana populacja odpowiadają za tak ekstremalnie śladową liczbę przestępstw, że w praktyce jest rzeczą nie do pomyślenia, aby mogli oni wywierać jakikolwiek mierzalny wpływ na makroskalowe wskaźniki VC i modulować je w stopniu zaprezentowanym w artykule “stanfordczyków”. Przypomnijmy: ich analizy kontrfaktyczne VCR dla Florydy oraz Teksasu (do podejrzenia w wersji roboczej tekstu → wykresy, str. 87 i 111), które w stosunku do grupy eksperymentalnej wygenerowały trwałe trendy wzrostowe na odcinku dziesięciu lat po wdrożeniu regulacji RTC, stoją w sprzeczności z rezultatami dużo bardziej precyzyjnych badań (bardziej precyzyjnych w tym sensie, że autorzy posłużyli się konkretnymi statystykami wydanych zezwoleń z podziałem na poszczególne hrabstwa, patrz → tu i tu), gdzie z kolei nie wykryto żadnych skoków przemocy w regionach z największą liczbą CHL.

    Ad. 2)
    Według DAW, zalegalizowanie skrytego noszenia broni przyczynia się co roku do transferu przeszło sto tysięcy egzemplarzy pistoletów / rewolwerów z rąk CHLH do rąk kryminalistów albo z powodu kradzieży, albo w następstwie zgubienia tejże broni (RTC laws result in permit holders furnishing more than 100,000 guns per year to criminals). W zacytowanym przez nich odnośniku nie ma jednak ani słowa o posiadaczach licencji na publiczne noszenie broni palnej; mowa jest co najwyżej o anonimowych uczestnikach ankiety, z których 18 (osiemnastu) przyznało, że w miesiącu poprzedzającym utratę broni nosili ją przy sobie poza domem (tabela 1, artykuł). Z alternatywnych źródeł wiemy, iż lwia część cywilów porusza się uzbrojona bez zezwolenia (akapit, str. 27), zatem w rzeczywistości jedynie symboliczny odsetek wśród tych rzekomo stu tysięcy sztuk skradzionej broni pochodzi bezpośrednio od CHLH i ma cokolwiek wspólnego z uchwaleniem przepisów RTC. Donohue et al. znowu rozdymają problem do groteskowych rozmiarów, aby uprawdopodobnić parafowane przez siebie statystyczne kuglarstwo.

    Dalej robi się jeszcze gorzej: DAW przytaczają pojedynczą wypowiedź funkcjonariusza policji z Atlanty, który w rozmowie z dziennikarzami wyjawił, że w patrolowanym przez niego mieście (gdzie 90+ proc. zabójstw i 90+ proc. rozbojów popełniają murzyńskie bandy takie jak ta) broń wykradana jest głównie z samochodów (w domyśle: należących do CHLH) i tą drogą przenika do podziemnego obiegu (majority of stolen guns that are getting in the hands of criminals and being used to commit crimes were stolen out of vehicles). Rewelacje mundurowego łatwo zweryfikować. Wystarczy zajrzeć do nieporównywalnie bardziej kompletnej dokumentacji, tzn. do federalnych sondaży wiktymizacyjnych. W ostatnim upublicznionym raporcie z 2011 roku można przeczytać (link), że raptem w ~4 proc. przypadków (ekstrapolacja mniej niż dziesięciu odpowiedzi) broń znika z zaparkowanych pojazdów mechanicznych, natomiast przeważająca część aktów jej kradzieży związana jest z włamaniami do prywatnych domów (66 proc.), w których to wymogi licencyjne z oczywistych względów nie mają zastosowania i nie sposób zeswatać ich z aktywnością ulicznych złodziei.

    Najważniejsze: poza znowu trzema anegdotycznymi historiami w żadnym momencie swojego przydługiego wywodu DAW nie ujawniają statystyk świadczących o tym, że kradziona broń wykorzystywana jest do mordowania w stopniu powodującym zauważalne odkształcenie w górę wskaźników zabójstw. W takiej dla przykładu Kalifornii (która ma u siebie “safe storage laws”) w latach 2010-2015 zrabowano ponad 71 tysięcy egzemplarzy broni palnej. ~60 z nich albo 0.08 proc. zostało użytych do zabicia człowieka.

    Ad. 3)
    Na poparcie tego brawurowego stanowiska ekonomiści ze Stanforda oferują zero (powtarzam: zero) dowodów. Po krótkim streszczeniu pracy Nisbetta et al., w której zmierzono różnice w agresywnych reakcjach na zniewagę u białych amerykańskich mężczyzn z Południa i białych mężczyzn ze stanów północnych, DAW szybko przeskakują do konkluzji, że istnieje łącznik między subkulturą przemocy i prawem normującym noszenie broni palnej (cytuję: RTC laws reflect and encourage this cultural response), choć we wspomnianym artykule nie znajdziemy nawet przelotnej wzmianki na temat CCW ani skrawka paragrafu, zderzającego zachowanie właścicieli CHL z zachowaniem osób nieposiadających licencji. Ponownie więc Donohue wraz kolegami mocno popłynęli. W dodatku zignorowali nowe badania, które korelowały faktycznie używanie broni w defensywie przez białych Południowców z hipotezą Nisbetta i nie znalazły poszukiwanego związku (Southerners do not appear to necessarily favor the use of violence through defensive gun use more so than others).

    Ad. 4)
    Chodzi tutaj o to, że popularyzacja w praworządnym społeczeństwie zwyczaju noszenia broni palnej nieuchronnie sprowokuje “wyścig zbrojeń” z przestępcami na ulicach, ci bowiem sami zaczną częściej tę broń nosić, spodziewając się kontaktu z uzbrojoną ofiarą. Podbudową dla tej ponurej wizji jest lakoniczny fragment eseju Cooka & Ludwiga z magazynu studenckiego “UCLA Law Review”, w którym obaj panowie dokonali rażąco beztroskiej nadinterpretacji oryginalnego źródła, z kolei DAW na ślepo skopiowali ich komentarz.

    Ad. 5)
    Parę lat temu były burmistrz Nowego Jorku, Michael Bloomberg, dziwił się na antenie CNN, że policja nie wywiera presji na waszyngtońskiej legislaturze i nie zarządzi strajku generalnego w proteście przeciwko masowej dostępności broni. Przecież to leży w ich interesie. Abstrahując od kwestii legalności policyjnych strajków (w USA siły bezpieczeństwa nie mogą pikietować), rozwiązanie zagadki jest banalnie proste i być może ze względu na tę prostotę wykracza poza zakres widzenia Bloomberga (przy okazji tłumacząc, dlaczego DAW wygodnie przemilczeli ten aspekt pracy policji). Otóż mundurowi w Ameryce nie protestują, bo nie mają nic przeciwko
    cywilom noszącym broń palną. Dotyczy to zwłaszcza tzw. szeregowych funkcjonariuszy bez koneksji politycznych, działających w terenie i stykających się z przestępczością na co dzień. Jak wynika z sondaży przeprowadzanych przez czołowe organizacje zrzeszające niebieskich (aktywnych i na emeryturze), aprobata dla Drugiej Poprawki u “street cops” sięga 80+ proc.

    Kolektywny stosunek amerykańskiej policji do broni palnej najlepiej chyba podsumowują słowa Nicka Selby’ego, teksańskiego detektywa, który wspomina zniesmaczenie, jakie odczuwało wielu jego kolegów, gdy Obama przemycił hoplofobiczną propagandę o książkach i pistoletach do treści uroczystego przemówienia na pogrzebie zamordowanych gliniarzy z Dallas: Pomimo że straciliśmy w zamachu pięciu braci, policja w Teksasie nigdy nie obarczała broni winą za takie zdarzenia. [Although we had lost five brothers, Texas law enforcement had never blamed the gun.]

    • Donohue argumentuje, że wraz z upowszechnieniem prawa do niejawnego noszenia broni palnej poszerzyło się też grono cywilów, poruszających się z nią w przestrzeni publicznej (evidence suggests that as gun carrying is increasing with the proliferation of RTC laws).

    Dywagacja ufundowana na poszlakach. DAW powołują się na rosnący wolumen incydentów typu “road rage”, czyli zajść z udziałem uzbrojonych, agresywnych kierowców (w roku 2014 w całej Ameryce odnotowano 247 zdarzeń z użyciem broni na drodze, dwa lata później już 620). Inni cytują statystyki Administracji ds. Bezpieczeństwa Transportu i zauważają, że w bagażach podręcznych na lotniskach kontrolerzy TSA wykrywają ostatnio rekordowe liczby broni krótkiej. W obydwu przypadkach jest to jednak snucie domysłów, że przepisy RTC wyprowadzają dodatkowych ludzi z bronią na ulice. Równie dobrze przejście na reżim RTC może legalizować czynności, które wcześniej odbywały się bezprawnie, nie przekładając się na zwiększoną pulę osób noszących pistolety poza domem.

    W roku 2001 chicagowski ośrodek sondażowy GSS (skrót od General Social Survey) wypuścił rezultaty ankiety o broni i kulturze strzeleckiej w USA (link). Zapytano w nim reprezentatywną próbę dorosłych CHLH, czy po odebraniu licencji zaczęli częściej nosić przy sobie broń palną. 73 proc. respondentów odpowiedziało, że częstotliwość noszenia przez nich broni nie zmieniła się ani o jotę, 14 proc. oświadczyło, że wzrosła, 9 proc. że spadła, zaś 4 proc. ankietowanych nie potrafiło udzielić wiążącej repliki. Jak widać, nie ma tu wielkiej różnicy między odsetkiem CHLH, którzy po otrzymaniu kwitów rzadziej nosili broń, a odsetkiem CHLH, którzy nosili ją częściej. W konsekwencji najpełniejsze źródło wiedzy w temacie fluktuacji wskaźników CWW, jakim na tę chwilę dysponujemy, zdaje się podpowiadać, że nabywanie zezwoleń nie wpływa jakoś specjalnie na praktykę noszenia broni palnej, a co najwyżej ją sankcjonuje.

    Tak czy inaczej, dylemat ten uważam za nierozstrzygnięty.

    OMÓWIENIE STATYSTYK

    • DAW piszą (wielokrotnie dobitnie akcentują), że CCW podwyższa agregatowe wskaźniki przemocy (RTC laws increase overall violent crime albo w innym miejscu: states that passed RTC laws experienced 13-15 percent higher aggregate violent crime rates) i taką owiniętą w naukowy żargon agitkę sprzedaje mediom. Przeciętny odbiorca nie ma jednak szans zrozumieć, co kryje się za tymi frazesami ani osadzić wysnutych na ich podstawie konkluzji w szerszym kontekście dorobku literatury przedmiotu.

    Pierwsza dioda alarmowa zapala się w momencie, gdy uświadomimy sobie, że Donohue et al. upakowali poszczególne podzbiory czynów kryminalnych do wspólnego wora z etykietą violent crime. Celem tego zabiegu było zakamuflowanie niespójności wyników, które uzyskali. Zwracam uwagę, że jedynym rodzajem przestępstwa, zaraportowanym u nich oddzielnie, jest zabójstwo z premedytacją, a tak się składa, iż większość otrzymanych przez “stanfordczyków” rezultatów implikuje brak statystycznie istotnego wpływu CCW na wskaźniki morderstw (żółte podświetlenia w tabeli 4 z nieokrojonej wersji tekstu). Postulat o społecznej szkodliwości ukrytego noszenia broni sprowadza się zatem w ich obliczeniach do maksymalnie ogólnego stwierdzenia, że regulacje RTC eskalują przemoc, którą zdefiniowano tak rozciągliwie jak to tylko możliwe. W nomenklaturze FBI “przemoc” jest heterogenicznym aliażem czterech mocno różniących się od siebie deliktów: morderstw, napadów rabunkowych, gwałtów i napaści. Dwa ostatnie dzielą się jeszcze na usiłowania zgwałceń oraz werbalne groźby ataku bez fizycznego kontaktu z ofiarą. Posługiwanie się tą specyficzną kombinacją sprawia, że nie da się zgadnąć, jakie konkretnie przestępstwa pobudzają wzrosty VCR. Teoretycznie można sobie przecież wyobrazić, że CCW redukuje trzy spośród czterech VC, lecz równocześnie podnosi jedno – to najbardziej pojemne liczbowo – skutkując w ujęciu netto zwyżką agregatowego wskaźnika.

    Motywów spłaszczenia statystyk należy doszukiwać się we wcześniejszym chronologicznie artykule Donohue, gdzie rozbił on amalgamat VC na elementy składowe. Jego elaborat z 2014 roku (nigdy nie przeszedł przez recenzenckie sito) zawierał niemal identyczny zestaw danych panelowych (federalne indeksy z lat 1979-2010) i oto jak wyglądały tam finalne oszacowania z podziałem na wybrane przestępstwa (zobacz tabele 8a+b, 9a+b):

    – brak wpływu noszenia broni na wskaźniki morderstw;
    – brak wpływu noszenia broni na wskaźniki gwałtów;
    – brak wpływu noszenia broni na wskaźniki rozbojów;
    – pozytywny wpływ noszenia broni na wskaźniki napaści;

    Zgodnie z bilansami FBI, ponad 60 proc. przewinień z użyciem przemocy stanowią właśnie napaści. Innymi słowy, napaści determinują dynamikę amerykańskich trendów VCR i za każdym razem kiedy w swojej najnowszej publikacji stanfordzcy ekonomiści nadmieniają o skumulowanej puli VC, mają na myśli jej dominujący komponent w postaci AA.

    I tu leży pies pogrzebany.

    W referacie z 2014 roku znalazł się akapit uzupełniający z kalkulacjami dotyczącymi napaści z wykorzystaniem stricte broni palnej. Na chłopski rozum: jeżeli CCW rzutuje na skoki AA, to zasadniczo przyrosty te powinny być widoczne zwłaszcza w podgrupie napaści popełnianych za pomocą rewolwerów lub pistoletów. Tak jednak nie było. Spośród uwzględnionych przez DAW ośmiu wariantów modeli aż sześć dało przyzerową korelację, czyli brak zależności między CCW a wskaźnikami AA z bronią w ręku (patrz tabela 15). Panowie zdecydowali się pominąć tę kluczową informację w obu późniejszych tekstach – zarówno w dłuższej wersji roboczej z roku 2017, jak i w zrecenzowanym wydaniu z roku 2019 – upychając wszystko jak leci do studni z VC i puszczając w niepamięć kłopotliwą zawartość rzeczonej tabeli.

    Chciałbym, żeby to wybrzmiało z odpowiednią siłą: upieranie się przy idei, że CCW pompuje wolumen VC, ale pozostaje neutralne w odniesieniu do zabijania jest poglądem karkołomnym. W odróżnieniu od morderców sprawcy ogromnej większości napadów rabunkowych, gwałtów i napaści (90+ proc.) nie używają nawet broni palnej. Jeśli zatem jej skryte noszenie miałoby nakręcać statystyki przemocy o kilkanaście procent, to efekt ten musiałby objawić się przede wszystkim w subkategorii morderstw.

    Jak wobec tego należałoby uczciwie spuentować referat Donohue et al., aby nie wyprowadzać w pole czytelników? Choćby tak jak w niedawno ogłoszonej analizie Hamilla et al., cytuję:

    Przy zaprzęgnięciu rygorystycznej metodyki wykazaliśmy w niniejszym studium, że na przestrzeni trzydziestu lat nie zaistniał w granicach stanów żaden statystyczny związek między liberalizacją prawa o skrytym noszeniu broni palnej a wskaźnikami zabójstw z tejże broni, wskaźnikami zabójstw generalnie czy też innymi brutalnymi przestępstwami. (…) W oparciu o uzyskane przez nas wyniki sugerujemy, że inicjatywy polityczne, obliczone na zapobieganie urazów i redukcję przemocy z udziałem broni, powinny skupić się raczej na innych obszarach jako celu potencjalnych interwencji.

    [This study demonstrates no statistical association between the liberalization of state level firearm carry legislation over 3 decades and the rates of homicides, firearm homicides, or other violent crime, using a rigorous statistical model. (…) Based on our data, policy efforts aimed at injury prevention and the reduction of firearm-related violence should likely investigate other targets for potential intervention.]

    Włączenie się drugiej diody ostrzegawczej następuje w chwili, gdy zdamy sobie sprawę, jak szalenie egzotyczne czy wręcz aberracyjne są wnioski z badań DAW na tle reszty opracowań z dziedziny broni palnej i przestępczości. Wyczerpująca kwerenda piśmiennictwa naukowego, wydrukowana na łamach czasopisma “Journal of Criminal Justice”, ujawniła, że na dziewięć tytułów, podejmujących roztrząsane tu zagadnienie, autorzy ani jednego nie zdołali dowieść, że noszenie broni lub też bardziej ogólnie – dostęp do niej – oddziałują pozytywnie z AA. Mało tego: sześć z tych dziewięciu pozycji wykryło nieznacznie negatywną korelację, czyli dokładnie na opak niż chcieliby Donohue i jego koledzy (więcej → link). Wzmianki o tym próżno szukać w ich twórczości.

    Reasumując: sekwencja frywolnych domysłów, mętnych spekulacji i formułowanych ad hoc hipotez, które legły u podstaw narracji DAW (i które posłużyły im potem do uwiarygodnienia tortur na modelach statystycznych), w najlepszym razie pozostaje przykładem efektownej sofistyki, w najgorszym zaś jest tak bardzo odległa od rzeczywistości, iż nie potrafię pojąć, jakim cudem fuszerka podobnego kalibru mogła z sukcesem przejść etap recenzji w szanującym się wydawnictwie.

    ____________________

    [1] ~99 proc. zabójstw w USA da się przypisać do raptem 5 proc. adresów pocztowych. – Robert Muggah (link)

    Przestępczość jest hiperskoncentrowana, w sensie: przyklejona do niewielkiej liczby miejsc i osób. Kiedy mówię hiperkoncentracja, nie mam na myśli tego, że przestępczość czy przemoc ogniskują się w złych dzielnicach. One gnieżdżą się na określonych odcinkach ulic i w określonych klubach nocnych oraz sklepach monopolowych o ściśle wyznaczonej porze. – Thomas Abt (link)

    Znakomita większość zabójstw z użyciem broni w USA jest pokłosiem śródmiejskiej przemocy. (link)

    Większość odbywających się ostatnio w Ameryce debat całkowicie ignoruje sedno problemu przestępczości z użyciem broni palnej. Gangi oraz pomniejsze bandyckie grupy handlujące narkotykami popełniają w wielu miastach do 75 proc. wszystkich zabójstw, a przeważająca część z reszty przypada w udziale innym notowanym kryminalistom. Zwykli obywatele, posiadający w domach broń, nie dopuszczają się napadów rabunkowych, nie ostrzeliwują własnych dzielnic ani nie zabijają swoich żon. – David M. Kennedy (link)

    Korelacja broni z przemocą zanika i ulega odwróceniu na niższych poziomach agregacji danych. Kiedy bada się mniejsze i bardziej homogeniczne jednostki geograficzne, wówczas wszelkie twierdzenia o tym, że dostęp do broni potęguje przestępczość tracą kompletnie jakiekolwiek empiryczne wsparcie. – Gary Kleck (str. 15-16 → link)