Internet to przydatny wynalazek – umożliwia szybkie zlokalizowanie wypowiedzi hoplofobów, często sprzed epoki Internetu, i skonfrontowanie ich krwawych, postapokaliptycznych rojeń z rzeczywistością empiryczną x lat później.
W reakcji na polityczną ofensywę rozbrojeniową administracji Billa Clintona (zobacz → link) Arizona wprowadziła u siebie w roku 1994 prawo zezwalające cywilom na publiczne noszenie załadowanej broni w ukryciu. Wraz z wejściem w życie nowych przepisów każdy mieszkaniec stanu z czystą kartoteką policyjną, który ukończył 21 lat, po uiszczeniu opłaty urzędowej w wysokości $60, pobraniu odcisków palców i odbyciu 8-godzinnego treningu połączonego z egzaminem teoretycznym, otrzymywał z marszu licencję i mógł swobodnie poruszać się po terytorium “The Grand Canyon State” z rewolwerem w torebce albo z pistoletem wciśniętym za pasek od spodni i zasłoniętym połami koszuli. Przed rokiem 1994 podobne praktyki były bezwzględnie zakazane; ukrywanie broni uchodziło historycznie za postawę niehonorową.
W toku procesu legislacyjnego twardogłowych przeciwników luzowania regulacji ujawniło się niewielu. Ustawa przeszła gładko przez obie izby parlamentu (w Izbie Reprezentantów “za” glosowało 44 deputowanych, “przeciw” było szesnastu; w Senacie “za” opowiedziało się 23, “przeciw” było zaledwie czterech). Z wyjątkiem tradycyjnie paru mundurowych ze świecznika i skromnej grupy policyjnych działaczy związkowych najgłośniej z politycznego establishmentu krzyczeli oczywiście Demokraci: posłanka Elaine Richardson z Tuscon oraz były burmistrz Phoenix, kandydat na stołek gubernatorski, Terry Goddard.
W odróżnieniu od niektórych dziennikarzy, wieszczących zagładę totalną (krew spływającą rynsztokiem, strzelaniny o wolne miejsca parkingowe → link), Richardson i Goddard starali się trzymać emocje na wodzy i nie epatować wyborców scenami z horrorów. Mimo to ich uparte weto ciągle pozostawało irracjonalne bez względu na umiarkowaną retorykę – choćby dlatego, że przecież od zarania w Arizonie można było nosić broń na widoku. Najwyraźniej w alternatywnej linii czasowej, w której oboje żyli, ukrycie broni pod koszulą resetowało ludzką psychikę i zmieniało człowieka w tykająca bombę. Goddard w ogóle okazywał szczególną niechęć wobec wszelkich pomysłów liberalizacji. W wywiadzie udzielonym “The Arizona Daily Star” z 22 sierpnia oświadczył bez ogródek:
Zawetowałbym ustawę legalizującą ukryte noszenie broni podpisaną przez Symingtona. [I would have vetoed the concealed weapons bill signed into law by Symington.]
Skaczemy do przodu o szesnaście lat. Jest 29 lipca 2010 roku, Arizona jako pierwsza mocno zurbanizowana jurysdykcja w USA likwiduje wymóg posiadania licencji na noszenie broni ukrytej, ustanawiając w swoich granicach rzeczywistość prawną, która nazywa się potocznie “Constitutional Carry” (w innej wersji: “Vermont Carry” albo “Freedom to Carry” → link) i jest wiernym odczytaniem konstytucyjnej klauzuli, że “right to bear arms shall not be infringed“. Od teraz każdy 21-letni obywatel stanu może dźwigać przy sobie nieograniczoną liczbę oręża: bez zezwolenia, bez konieczności zaliczenia kursu obsługi broni, wreszcie, bez weryfikacji przeszłości kryminalnej [1]. Oto co zakomunikował nasz stary znajomy, Terry Goddard, gdy ważyły się losy uchwały deregulacyjnej (link):
Postulowana ustawa wprowadzi drastyczne i bardzo niebezpieczne zmiany do stanowych przepisów. Obecne uregulowania działają dobrze, odkąd zostały wdrożone w 1994 roku. (…) Zezwolenie wszystkim posiadaczom broni na noszenie jej w ukryciu narazi na zwiększone ryzyko funkcjonariuszy policji oraz stworzy zagrożenie dla społeczeństwa.
[This bill would make a radical and very dangerous change to state law. Arizona’s current law has worked well since being adopted in 1994. (…) Allowing all gun owners to carry concealed would create greater risks for law enforcement officers and community safety.]
Zwracam uwagę na fragment “Arizona’s current law has worked well” – to samo prawo, które szesnaście lat temu demokratyczny polityk chciał zawetować, bo katalizowało w jego umyśle posępne halucynacje. Z okazji przeforsowania nowelizacji najcięższe działa wytoczył jednak waszyngtoński think tank Violence Policy Center. Kristen Rand, dyrektorka ds. legislacyjnych w szeregach VPC, uraczyła wtedy publikę takim aksjomatem (link):
Czyste szaleństwo. Kasacja obowiązku sprawdzania niekaralności u osób chcących nosić broń poza domem to dosłownie wyrok śmierci dla pracowników policji, członków rodzin i przechodniów na ulicy.
[That’s sheer insanity. If you remove the background check requirement, you’re literally writing a death sentence for LEOs, family members, just people in the street.]
Ponieważ dysponujemy statystykami z okresu po rozluźnieniu restrykcji, możemy z łatwością skontrolować, jak bardzo pogorszyła się sytuacja arizońskich “rodzin” czy “przechodniów” od momentu proklamowania “Dzikiego Zachodu” na ulicach najgęściej zaludnionych stanowych aglomeracji. Proponuję spojrzeć na poniższe wykresy: pionowe czerwone linie wyznaczają daty zadekretowania przełomowych reform w prawodawstwie, które skrótowo przedstawiłem w poprzednich akapitach. Dodatkowo w roku 2009 republikańska gubernator, Janice Kay Brewer, złożyła parafkę pod rozporządzeniem zezwalającym na wnoszenie broni palnej do barów i lokali gastronomicznych serwujących alkohol, a nieco wcześniej jej poprzedniczka na tym stanowisku, Janet Napolitano z Partii Demokratycznej, usankcjonowała noszenie broni na terenie parków miejskich.
Na przestrzeni lat 1994-2015 [2] zagregowany wskaźnik przestępstw z użyciem przemocy zmalał o 48 proc. w relacji do roku bazowego (703 → 367); wskaźnik przestępstw przeciwko mieniu (czyli włamania, kradzieże aut i podpalenia) spadł o 58 proc. (7221 → 3008); średnia zabójstw uległa redukcji o 61 proc. (zaliczając w ostatnich pięciu latach zjazd do wartości 6.4 → 4.1, tj. najniższej udokumentowanej historycznie w kronikach), natomiast wskaźnik napaści z wykorzystaniem niebezpiecznego narzędzia skurczył się o 54 proc.
Puenta – nie wydarzyło się nic, co antycypowało panoptikum pomylonych proroków. Nie było strzelanin na parkingach przed sklepami Krogera, a krew zabitych cywilów nie rozlała się po chodnikach. Hoplofobia ma jednak to do siebie, że osoby cierpiące na tę smutną przypadłość przejawiają wybitną zdolność utrzymywania nieskazitelnej opinii, mimo ciągłego formułowania prognoz, które następnie okazują się totalnie chybione. Żadna krytyka się ich nie ima – jakby byli z teflonu. Goddard do dzisiaj wypowiada się na forum o sprawach związanych z bronią, choć w przeszłości kompromitował się w tej materii wielokrotnie.
Wracając do adremu – zaprezentowane dane empiryczne ujawniają dokładnie odwrotną korelację niż życzyliby sobie tego propagatorzy reglamentacji broni. Jak podkreśla autor raportu dla APAAC, lata 2002-2010 (interwał ten można spokojnie rozciągnąć do roku 2015) cechują się bezprecedensową w skali stanu redukcją wskaźników przestępczości. Ponadto w analizowanym okresie Arizona poradziła sobie z bandytyzmem wyraźnie lepiej i efektywniej niż Ameryka jako całość i nawet jeśli uznamy, że pierwsze sześć lat wzrostu bezpieczeństwa można przypisać ogólnokrajowemu trendowi o niejasnych do ustalenia przyczynach, to dalsze krzepnięcie tego trendu jest już niewątpliwie zasługą szeregu specyficznych działań podjętych na szczeblu lokalnym, wśród których mogło być również radykalne poluzowanie przepisów normujących noszenie broni ukrytej. Zresztą wystarczy sobie uzmysłowić, że między rokiem 2002 a 2010, kiedy na zewnątrz tendencja spadkowa została wyhamowana, w samej Arizonie nabrała rozpędu i w rezultacie przestępczość zmniejszyła się tam o ponad dwukrotną wartość wskaźników krajowych (cytat: From 2002 to 2010, the Arizona crime rate dropped by more than double the amount of the U.S. crime rate [38.4% to 18.9%]).
Kontekst geograficzny też odgrywa ważną rolę. Arizona to “trudna” jurysdykcja w tym sensie, iż boryka się z problemami charakterystycznymi dla obszarów przygranicznych. Od południa styka się bezpośrednio z Meksykiem na odcinku 626 kilometrów (389 mil), co prowadzi do zakrzywiania w górę wielu indeksów przestępczości. Arizoński Wydział do spraw Dochodzeń Kryminalnych (The Criminal Investigations Division/CID) szacuje, że każdego roku 50 proc. poważnych przestępstw popełnianych na terytorium tego stanu powiązanych jest ze zjawiskiem nielegalnej imigracji. Mowa o licznych morderstwach, zgwałceniach, rozbojach, porwaniach, dekapitacjach oraz przypadkach ostrzeliwania domostw z przejeżdżających aut (Phoenix jest głównym punktem przerzutowym narkotyków dalej na wschód USA, pracują tam zespoły prawników, specjalizujące się wyłącznie w drive-by-shootings; ich klientela rekrutuje się spośród młodych latynoskich mężczyzn).
Kończąc: dla zwolenników broni palnej “The Grand Canyon State” jawi się niczym wymarzona kraina. Przekraczając próg jednego z tamtejszych sklepów, można doznać zawrotu głowy od wystawionego na sprzedaż arsenału (co fascynujące, większość oferowanych produktów jest nieosiągalna w handlu dla przeciętnego ciułacza w sąsiedniej Kalifornii [3]). A jakby komuś było mało sklepowego bogactwa, to w niecały kwadrans jest w stanie umówić się telefonicznie na spotkanie i nabyć od innego obywatela w drodze prywatnej transakcji np. wielkokalibrowy karabin wyborowy, przystosowany fabrycznie do dziurawienia betonowych umocnień, rażenia celów na dystansie do dwóch tysięcy metrów i zatrzymywania opancerzonych pojazdów – bez biurokracji, za gotówkę:
Raper Ice-T odwiedza sklep z bronią w Scottsdale.
Mieszkańcy “Doliny Słońca” pozują do pamiątkowego zdjęcia.
___________________
[1] Mimo iż w Arizonie nie potrzeba żadnych zezwoleń uprawniających do noszenia broni, to gdyby ktoś zechciał sobie takowe wyrobić, w każdej chwili może się zgłosić do lokalnego biura szeryfa (link):
Jestem 22-letnią kobietą, która nigdy w życiu nie miała broni w rękach, a uzyskanie licencji kosztowało mnie 100 dolarów opłaty i trwało trochę więcej niż wynosi przerwa na lunch.
[I’m a 22-year-old woman who has never touched a gun in her life, but obtaining a concealed weapons permit in Arizona took me little more than a lunch break and $100. ]
Na tę chwilę 34 stany honorują u siebie CCP wydawane w Arizonie.
[2] Dane odnośnie przestępczości z dekad 1980-2010 pochodzą z projektu badawczego przygotowanego z inicjatywy Rady Konsultacyjnej Prokuratorów w Arizonie przez Daryla R. Fischera, analityka zatrudnionego w tamtejszym Departamencie Więziennictwa; statystyki z lat 2011, 2012, 2013, 2014 i 2015 wypreparowano z raportów arizońskiej Agencji Bezpieczeństwa Publicznego. Na wykresach nie uwzględniono gwałtów i rozbojów, co wymaga uściślenia.
60-70 proc. kobiet gwałconych w Arizonie to Meksykanki albo nastoletnie dziewczyny z Ameryki Środkowej, często nielegalnie przekraczające granicę. Dwa lata temu Fusion wypuścił materiał o przemocy seksualnej, której ofiarami padają młode imigrantki podróżujące z południa na północ. Wedle ich nowych szacunków, odsetek kobiecych ofiar, notorycznie gnębionych przez operujących wzdłuż rubieży coyotes i narcos, może być nawet wyższy i sięgać 80 proc. Trudno powiedzieć, jaka forma liberalizacji prawa o broni mogłaby ewentualnie poprawić te ponure statystyki, chyba tylko uzbrojenie zagrożonych atakiem kobiet, ale na to się nie zanosi w najbliższej perspektywie. Co się zaś tyczy napadów rabunkowych, ich dynamika w Arizonie jest kompletnie aberracyjna w stosunku do reszty kraju – wskaźniki napaści rozbójniczych rosły nieprzerwanie do roku 2008, po czym zaczęły gwałtownie pikować. Nikt nie potrafi wskazać powodów nagłego odwrócenia trendu.
[3] Poniżej cytat znaleziony na forum bron.iweb – Polak mieszkający w Kalifornii referuje swoje wrażenia z wycieczki do Arizony (pisownia oryginalna):
Wystarcza mi trochę więcej niż dwie godziny jazdy, ażebym był w innym świecie, to znaczy w stanie Arizona. Wchodzi tam człowiek do banku, a tam masa klientów ze spluwami przy pasku. Idzie człek ulicą, a inni przechodnie paradują ze spluwami. Kawa w Starbuck’s… nie ma problemu! Co najmniej trzech ludzi ze spluwami popija sobie spokojnie mocca czy też cappuccino. (…) Nie ma nic seksowniejszego niż młoda i zgrabna dziewucha z klockiem na biodrze! I ludzie tam noszą broń wręcz masowo, na co dzień i od święta! Oczywiście będąc tam, też mogę poczuć się jak wolny obywatel w wolnym kraju, więc mój H&K wędruje natychmiast na biodro i jest kompletnie widoczny. Najgorsze z tego wszystkiego jest to, że JA się czuję głupio i wydaje mi się, że wszyscy się na mnie gapią, bo “idzie wariat ze spluwą”. Nic z tych rzeczy! To tylko jest u mnie w głowie, czyli zostałem “wytresowany” przez moje kalifornijskie społeczeństwo, że broń w miejscu publicznym to już jest tragedia.